“I znowu Ci wariaci przyblokowali miasto…” Jak “wariaci” – to nie mogło zabraknąć ich – MUD GOATS w wyjątkowo licznym składzie stawili się na rodzimym półmaratonie. Jak wyglądał 9.PKO Poznań Półmaraton z tej koziej perspektywy?
RELACJA SPEEDY’EGO:
Start w Poznańskiej Połówce to jeden z punktów biegowych, których nie mogłem odpuścić w tym sezonie. Przed startem nie nastawiałem się specjalnie na bicie rekordów – mimo rekordowej frekwencji (ogólnej, ale także samej ekipy MG 🙂 ).
Po solidnej rozgrzewce, jak na MudGoats przystało, udaliśmy się w kierunku startu. Niestety niespodziewanie zgubiłem wszystkich, przebijając się przez kolejne wejścia i wyjścia na targach między tłumami ludzi zmierzających w tym samym kierunku. No i w ten sposób na starcie stanąłem samotnie, no może nie dosłownie, bo dookoła było ponad 11 tysięcy innych osób, ale jednak zabrakło gdzieś w pobliżu Koziej duszyczki 🙂
I ruszyliśmy. Mokry byłem praktycznie od początku, a nie trwało długo zanim miałem mokro również w butach. Trasa całkiem sprzyjająca. Warunki pogodowe, mimo deszczowej aury, również. Kibice na trasie, jak zwykle, dopisali. Dzięki temu wszystkiemu udało się pobić życiówkę i urwać prawie pół minuty od zeszłorocznego rezultatu 🙂 .
Ale najprzyjemniej było już na mecie, kiedy to po masażu, gorącym prysznicu, w spokoju, razem ze Wszystkimi, mogliśmy wypić sobie piwko, może dwa, góra cztery. No, i jeszcze jedno, na deser 🙂 Dzięki Kózki!!!
Czas: 1:19:21
Msc M_Open: 60
Msc M18: 33
/Speedy
RELACJA NARKOZY:
Kilka miesięcy temu, a dokładniej w listopadzie spotkaliśmy się z Mud Goats na pizzy i zapytano mnie “Renia, a Ty biegniesz polmaraton?” Co?! Ja polmaraton?! To jakiś żart, ja przecież nie dam rady !
To byl plomyk tego ogniska, w styczniu Beton przesłał rozpiskę treningów biegowych. Skoro rozpisal to znaczy, że we mnie wierzy – czytaj dalej – tzn. dam rade ? Systematyczne wybiegania kontrolowane i komentowane dodawaly mi pozytywnej energii Byly momenty, że przeklinałam fakt, że dalam się namówić, ale przez wytrwałość do celu. Oprócz ludzi z którymi trenuje, powera dodawal mąż , wtedy kiedy chciałam wykpić się od treningu on mnie upominal i motywowal. Dostalam w prezencie zegarek i słuchawki, aby lepiej sie biegało ? Nadszedł ten dzien – 17.04.2016 – stres olbrzymi, tętno przed startem 130 u/min. Wątpliwości, ale Beton nie byłby sobą i powiedzial mi “ciezkie treningi były po to, by start byl lekki” Fakt – bieglo mi sie dobrze, w pierwszych km towarzyszyl mi Mega ? Biegnac przypominalam sobie jeszcze jedno zdanie Michala: Twoje nogi pamiętają kilometry, które wybiegalaś! dasz rade ❤ No i dałam – z czasem, który mnie satysfakcjonuje. Po raz kolejny ukończony bieg, spełnione kolejne marzenie i niesamowita radość!
/Narkoza
RELACJA MEGAKOZY:
Stało się, kiedyś wzbraniałem się i mówiłem, że nie będę startował w półmaratonach, bo mnie to nie kręci. No ale ….. mówią, że człowiek zmiennym jest i tak to właśnie 20 tygodni temu podjąłem przygotowania do półmaratonu. Szczerze – widząc plan do przygotowań w którym były 16-20 km wybiegania, podbiegi czy rytmy na 100 czy 200 metrów to sam sobie mówiłem – co ja robię, czy ja w ogóle dam radę??? Jasne że dam, bo nie ma rzeczy niemożliwych. Po prostu jak czegoś chcesz czy pragniesz to dąż do tego za wszelką cenę.
Mnie się udało. Może i nie mam w wyniku jedynki z przodu, choć na 15 km stwierdziłem że będę atakował wynik by złamać dwie godziny, to jednak kontuzja którą doznałem dwa dni wcześniej skutecznie mi to uniemożliwiała. Twardo zagryzałem zęby i parłem do przodu. Tym bardziej, że przed biegiem motywowała mnie żona i dzieci, wierzyli we mnie i wiedziałem, że gdzieś tam na trasie ze wsparciem mojego taty będą mnie dopingować i tak było. A jakiego to kopa daje to tylko wiedzą ci, którzy biegli w takim biegu i których dopingowali najbliżsi. Wiarę we mnie miał też mój klubowy motywator Tomasz, który powtarzał “wierzę w ciebie dasz radę” itd. Dzięki Tomek.
Trasa biegu choć na papierze wyglądała na ciężką dla psychiki ze względu na długie nie kończące się proste, wydaje mi się, że była lepsza niż w pozostałych latach. Podbieg na Hetmańskiej pokonałem niczym koza górska. W końcu jestem Koza – MEGA Koza, a na treningach podbiegowych dawałem z siebie 110% więc tutaj nie było żadnych problemów. Na ostatnich 3 km nie czułem już nogi, ale wbiegając na teren targów dałem z siebie wszystko, czyli gaz do dechy i niczym Zygzak McQueen wyprzedzałem kogo się jeszcze dało.
I tak oto w swoim oficjalnym debiucie zrobiłem czas 2:04:53 czyli 10 min szybciej niż nieoficjalne wyniki na treningach.
Dziękuję jeszcze kibicom na trasie, wiem, że ktoś mnie wołał w kilku miejscach, ale jak to większość biegaczy skupiony byłem na ….. hmmm, na bieganiu??? To jak się biegnie, to trzeba być skupionym??? Znów coś odkryłem 🙂
/Mega Koza
RELACJA MAŁEJ CZARNEJ:
Mój pierwszy półmaraton to dla mnie duży sukces. Myślę, że dałam z siebie wszystko. Jestem z siebie bardzo dumna i zapewne moja rodzina Mud Goats również 🙂
Co mnie ujęło najbardziej…? Gro kibicujących twarzy – serdecznych, z wymalowanym WOW na twarzach. Dziękuję Wam – tłumowi kibiców – za skuteczny doping, zawodnikom, których zostawiłam w tyle – za to, że daliście mi możliwość, by być lepszą oraz MUD GOATS-om, bo to WY byliście moją największą inspiracją!
/Mała Czarna
RELACJA TOMKOZY:
9PPM – tym razem zupełnie bez presji na wynik, a raczej bieg typowo towarzysko-treningowy. Towarzysko – bo uwielbiam mój team Mud Goats i atmosfere. Towarzysko – bo obiecałem mojej fit sąsiadce (pozdrowienia dla @HejkaOsti), że pobiegniemy razem. To był debiut Martyny ukończony sukcesem. Dziewczyna dawała radę i pomimo braku doświadczenia biegowego pokazała, że ma silną wolę i wytrenowany organizm. Gratulacje! Sam PPM zdecydowanie na plusie i to pomimo pogody. #lubiebiegacwdeszczu – tutaj należałoby wstawić taki hasztag. Zaskoczyły mnie ilość startujących i lekki chaos organizacyjny na starcie. Na plus zdecydowanie nowa trasa, punkty żywieniowe i marketing przed. Podsumowując….10PPM będę tam!!
/TOMkoZA
RELACJA BETONA:
A dla mnie ani to życiówka, ani debiut. Bieg drogi, nie po lesie, nie po górach – a jednak człowiek czuje same pozytywne emocje wspominając “tę ostatnią niedzielę”. Zapytacie jak to możliwe? Odpowiem bez wahania – GRUPA! Moc i siła tkwią w grupie! Na 9.PKO Poznań Maraton zapisałem się dlatego, że będą “moi”, że chcę się rozgrzać na starcie w Kozim towarzystwie i w tym samym pośmiać się na mecie. Chcę świętować życiówki (chapeau bas Speedy!) i debiuty na tym dystansie Kozich Przyjaciół. Szczególne znaczenie miał dla mnie start NarKozy! Bać się nie było o co – musiała dać radę, ale muszę oficjalnie przyznać – serce rosło przez ostatnich kilka miesięcy, gdy widziało się kolejne kaemy, kolejne wybiegania, kolejne progressy…
A co zapamiętam z samego biegu? Grupę żulków, którzy krzyczeli, by spuścić ze smyczy ogromnego szczekającego na biegaczy psa, gdyż iż – uwaga, cytujĘ z pamięci – “wtedy zobaczycie jak ku..!@ polecą” 🙂 (oj, życiówka byłaby, że się tak wyrażę na mur-beton!).
Było też trochę deszczu i zdjęcia, na których wyglądam jakbym cierpiał… Dziwne – bo mój “aparat” (ten zainstalowany w głowie) – zapamiętał ten dzień zupełnie inaczej 🙂 … Musiał się zepsuć. Może zalany? Pytanie czy deszczem, endorfinami, czy wspomnianym przez Speedy’ego piwkiem… Whatever… – nie naprawiajcie go 😉
/Beton