• +48 509 289 135

sport

Mud Goats > sport
9 Maj

Relacja z wyjazdu na Spartan Race – Kraków 08.04.2017

by Asia Maj 9, 2017 0 Blog , , , , , , , , , , , , ,

Ekipa Mud Goats tuż przed startem w Spartan Race

Od naszego pierwszego, w tym sezonie, startu w biegach przeszkodowych minął już miesiąc.

Sezon biegów przeszkodowych otworzyliśmy biegiem Spartan Race, 8 kwietnia w Krakowie.

Cała ekipa plany na sezon ma jak zwykle ambitne, ale nie będziemy póki co za wiele zdradzać, powiemy tylko tyle, że możecie nas wypatrywać na wszystkich Spartanach w Polsce, ale pewnie nie tylko tam ?

 

Dżoana

Dla niektórych sezon nigdy się nie kończy, ja jednak starty zimowe póki co wykreśliłam ze swojego kalendarza. Chociaż patrząc na pogodę za oknem, to na start zimowy można się załapać nawet w maju. ?

Wraz z końcem sezonu 2016 w mojej głowie zaczęły przewijać się projekcie dotyczące startów w 2017 roku. Planów miałam mnóstwo (jakie miałam… nadal mam ?) tylko z tymi przygotowaniami było u mnie różnie. O ile jeszcze do końca stycznia twardo się trzymałam, o tyle od lutego zbytnio sobie pofolgowałam, co skutkowało nawet popuszczeniem paska… smuteczek ?no ale podobno nigdy nie jest za późno, żeby zacząć… ponownie ?

Wraz z pojawieniem się  na horyzoncie startu, w Spartan Race pojawiła się euforia i radość.

Życie jednak lubi pisać swoje własne scenariusze. W lutym wylądowałam na stole operacyjnym, gdzie trochę pocięli mi nos. Nie była to ani plastyka, ani zabieg ratujący życie, ale jednak jakaś tam ingerencja chirurga się zadziała. Skutek: 2 tyg. laby od treningów. No nic, przez dwa tygodnie świat nie powinien się zawalić. Wróciłam do treningów, a tu zonk. Dostałam przydomek „krwawa Joanna”, bo nos niby wygojony, a tu krwotok za krwotokiem. No słabo. Tym samym mój start do ostatniej chwili wisiał na włosku. Postanowiłam jednak zaryzykować, myśląc sobie no najwyżej nie ukończę biegu, ale w końcu kto nie ryzykuje ten nie pije szampana!

W Krakowie, turystycznie byłam już kilka razy. Tym razem zamiast zwiedzania postawiliśmy całą ekipą na szybki trip.

1,5h snu w nocy z piątku na sobotę, podróż przez pół Polski, start i powrót ? Pikuś ?

Na zawody wyruszyliśmy w piątkę, jednak tylko czwórka z nas stanęła na starcie. KozAfera przegrał walkę 0:1 z ospą, dlatego musiał odpuścić. Należą mu się jednak wielkie uściski i podziękowania, że mimo tych wszystkich przeciwności losu pojechał z nami, a przede wszystkim dowiózł nas szczęśliwie z punktu A do punktu B.

To był mój pierwszy Spartan Race, do tego na dystansie Sprint czyli ot, przebieżka ? a jednak przed startem był stres i to całkiem spory.

Wystartowaliśmy.

Najszybciej wystrzeliła Mała Czarna. Z Małą to w ogóle była zakręcona historia, bo po biegu coś tam wspomniała, że dupa, źle poszło i możemy już jechać. No to pojechaliśmy. Aż tu nagle kilka godzin później przyszedł news, że Mała była trzecia! ?

Tuż za Małą… ha ha… no tuż za Małą byli inni ? nasza trójka (Mega, ja, Anka) byliśmy trochę dalej.

I tak sobie biegliśmy razem dla funu. Gdy biegnę, stres od razu schodzi, i pojawia się adrenalina, która mnie osobiście trochę zaślepia. Są momenty, gdy przestaję widać co się dzieje po bokach, tylko zaczynam kalkulować w głowie, gdzie wejść, którędy przejść, żeby było szybko, bezpiecznie i sprawnie. I szczerze, to co się dzieje obok dla mnie wtedy nie istnieje.

Najlepiej czuję się w wodzie, dlatego te przeszkody pokonuję bez strachu, idąc na żywioł.

Najbardziej boję się wysokości dlatego wszelkie ściany, liny, siatki wywołują we mnie paniczny strach, czarnowidztwo etc., a jednak staram się z tym walczyć.

 

 

 

 

 

 

 

Co przyniósł mi ten start?

  • fun
  • miło spędzony czas w gronie podobnych do mnie świrów ?
  • 10 minut satysfakcji – bo o tyle byłam szybsza (mimo, iż praktycznie nie biegam) od mojego najlepszego ubiegłorocznego startu na podobnym dystansie
  • trochę siniaków i zadrapań – to już tradycja
  • 150 ekstra burpees
  • rozczarowanie: no ale jak to nie udało mi się przejść po równoważni i rzucić oszczepem???
  • satysfakcja: piramida z linami – pierwszy raz udało mi się ją pokonać! Pewnie gdyby Mega się nie darł, że dam radę to bym tego nie ogarnęła.
  • pewność, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa ?

Wiadomo, że do wymiataczy z czołówki to mi brakuje spooorrrooo, i pewnie nigdy nawet nie zbliżę się do widoku ich pleców, ale nie byłabym sobą gdyby to mnie zniechęciło. Dlatego już dziś wiem, że wystartuję w niejednym biegu.

P.S. Mega dzięki za podnoszenie tyłka na ściankach ? Anka, dzięki za towarzystwo ?

Ten zakamuflowany gość to nie żaden terrorysta, tylko nasz kochany KozAfera 😉

Mega

Myślałem, że moje zdarzenia przed Spartanem to jakieś fatum czy coś, ale w porównaniu z tym co czytałem, co miała koleżanka z Husarii Fitmaminka to moje przypadłości to pikuś.

Dwa tygodnie do upragnionego Spartana w Krakowie, a Mega łamie mały palec u nogi na basenie. Spytacie jak to możliwe, jak można złamać palec na basenie. Niestety przyczyniła się do tego grupa dzieci uczących się pływać i ich nieodpowiedzialny trener, który kazał im wejść na nasz tor, a jak to dzieci pierwsze co uwiesili się na bojkach plastikowych rozdzielających tory i pech chciał, że między nie dostał się mój palec. No ale cóż, przecież nie będziemy płakać tylko przygotowania dalej musiały się toczyć.

1,5 tygodnia do Spartana – zapalenie gardła. Kurczę – serio ???? to się chyba nie dzieje. Całe szczęście do wyjazdu było już wszystko ok.

Do Krakowa jechaliśmy w piątkę. Anka i Dżoana, które pierwszy raz biegły Spartana, KozAfera czyli Majki który tydzień wcześniej dostał ospę i musiał odpuścić bieg za to zawiózł nas na miejsce, nasza championka Mała Czarna, która notabene zajęła 3 miejsce w kat. kobiet individual no i ja.

No dobra, teraz o samym biegu.

Mała Czarna jest poza zasięgiem naszej trójki więc puściliśmy ją do przodu. My natomiast postanowiliśmy się po prostu świetnie bawić, bez względu na czas, taki nasz Happy Team Work.

Na początek duuużo biegania urozmaicone co jakiś czas jakąś prostą przeszkodą jak murki dołem czy górą, opony czy przejścia przez wodę. Dopiero gdzieś po 2-2,5 km zaczęło się najfajniejsze czyli Przeszkody. Oczywiście nie obyło się bez karnych burpeesów i to w sumie na banalnych przeszkodach. Bo jak inaczej nazwać rzut oszczepem czy przejście przez równoważnię. Pierwsze to loteria, na drugim niestety osoba idąca na równoważni obok spadając tak ją rozbujała, że nie było opcji aby się utrzymać. Trzeci karniak za wejście po linie, niby banał, niby wchodziło się na nią na treningach jednak tutaj była baaardzooo mokra i……. nie utrzymałem ją nogami i po wejściu ok 1/3 wysokości spadłem 🙁 Ale nie ma to tamto, przed nami najfajniejsze przeszkody czyli drążki które przeszedłem w sumie chyba 3 razy 😀 łącznie z tym że w połowie się na nich podciągałem i pomyśleć że dwa lata temu na Spartanie była to moja zmora??? Potem parę wejść po drabinkach, zasieki, worki i inne przyjemności, a pod koniec przeszkoda która śniła mi się już po nocach. Multiring do tego połączony z rurką podwieszoną na linkach co stawało się jeszcze trudniejsze. Tak tak, tym bardziej jak ważysz gruuuuubbbooo ponad 100 kg. Ale udało się i to bez większych problemów, a okrzyk jaki wydałem po puknięciu w dzwoneczek zaliczający przeszkodę słyszeli chyba wszyscy na Błoniach.

Zrobiłem to, dałem radę. Treningi przynoszą efekty o których nawet sobie nie śniłem.

Spartan Race Kraków – na pewno na długo zapamiętam właśnie przez to co na nim dokonałem, bo tak naprawdę dużo nie brakowało aby przejść to bez karniaków. No cóż, postaramy się ale tym razem 20 maja w Łodzi 😀
To Będzie rok Spartana. Nie nie, to JEST rok SPARTAN RACE, to co zacząłem dwa lata temu teraz zaczyna się spełniać.

AROOO !!!

Ania

Cel: Kraków, bieg Spartan Race Sprint.

Dystans 950 km + ok 6km biegu. Czas operacyjny misji – 18h w tym 1h 33min biegnąc i pokonując przeszkody.

Współtowarzysze – Mała Czarna, Mega Koza, KozAfera, Dżoana.

Ilość stacji z burpeesami – 5 i ta jedna najbardziej boląca – rzut oszczepem – to się miało udać.

Nagroda – medal, koszulka, chwała i siniaki.

Pierwszy Spartan zaliczony. Nastrój wspaniały.

Biegliśmy sobie na luzie w 3 osoby, w trakcie dołączyła do nas dziewczyna z Krakowa – Gosia – pozdrawiamy 🙂 Sam bieg nie był specjalnie trudny, płasko, przeszkody takie jakich się spodziewałam. No może oprócz jednej, w trzech odsłonach. Chodzi o wysokie drabinki, na które trzeba było się wspiąć i drugą stroną zejść na dół. Przy dwóch gdzie wchodziło się po gęstych pasach nie było to takie straszne ale ta ostatnia najwyższa gdzie wchodziło się po metalowych szczeblach z dość dużymi przestrzeniami – tu mój lęk wysokości dość mocno dał o sobie znać. Kilka przeszkód wcześniej, widząc co będę musiała pokonać czułam, że ze strachu zbierają mi się łzy w oczach. Strach pokonany i drabinki również – z tego jestem dumna bo pokonałam swoją barierę psychiczną.

Co do samych zawodów, mimo, że na swoim koncie mam jeszcze mało biegów, nie było dużego zaskoczenia co do przeszkód. Może dlatego, że dojeżdżając na miejsce widzieliśmy wszystko z drogi 🙂  Najfajniejsze w całym tym wydarzeniu było to, że mogliśmy zwariowaną grupą razem pojechać, pośmiać się, pogadać i wspólnie sponiewierać. Mikołaj, a Ty mimo, że nie biegłeś to byłeś najdzielniejszy i dziękujemy Ci za poświęcenie, za to że chory na ospę, zawiozłeś nas, pilnowałeś rzeczy, robiłeś foty i kibicowałeś 🙂 Marcin, a Tobie za przerzucanie naszych tyłków przez ścianki 😀

Sezon rozpoczęty 🙂

24 Wrz

Forrest Run – odkrycie roku 2014

by Beton Wrz 24, 2014 0 Blog , , , , , , , , , ,

Forest Run – odkrycie roku 2014

Picture3

20-go Września 2014, dzięki odrobinie szczęścia, przyszło mi wziąć udział w I edycji biegu „Forest Run”.  Koncepcja od razu do mnie przemawiała, bo komu nie spodobałaby się aktywnie spędzona sobota wśród pozytywnych ludzi i w otoczeniu pięknego Wielkopolskiego Parku Narodowego?  Idealny sposób na relaks po trudach tygodnia pracy. Bardzo się cieszyłem, ale też gdzieś po drodze zapomniałem, że dystans 44 km to dla mnie wciąż wyzwanie, którego nie należy lekceważyć. Pakiet postanowiłem odebrać już w piątek, gdzie zaskoczono mnie przemiłą, sprawną i rzeczową obsługą.  Bogata zawartość torebki i fajny buff w zestawie, to kolejny plus dla kogoś, komu koszulki biegowe rozsadzają już szafę.

Sobota zaczęła się odpowiednio wcześnie, by razem ze znajomymi i z zapasem czasu dotrzeć na start. Mosina oddalona jest od Poznania o kilkanaście kilometrów, a wskazówki organizatora, jak i gdzie dotrzeć, były czytelne i pomocne.

Na starcie przywitała nas serdeczna atmosfera. Organizatorzy i służby asekurujące bieg pomocne były w każdej kwestii. Speaker umiejętnie budował atmosferę, słowem: elegancko! Do godziny 10:00 i rozpoczęcia biegu pozostało kilka minut. Stoję w grupie równie podekscytowanych biegaczy i biegaczek co ja, a pierwsze, co się rzuciło w oczy, to plecaki biegowe. Naprawdę wielu zawodników korzystało z tego sprzętu. Ja miałem pas z bidonami i kieszeń wypchaną żelami.

Początkowe kilometry?  Czysta przyjemność. Gnałem w dół ścieżek niczym gazela wypuszczona na wolność.  Nic nie mogło mnie zatrzymać, czułem się świetnie i po raz kolejny popełniłem prosty błąd złego rozłożenia sił. Ciekawym akcentem było też zachłyśniecie się czekoladą na pierwszym punkcie odżywczym i irytujący kaszel przez kolejne kilkaset metrów. Przypadek?  – Nie, instant karma za zbyt wygórowane ambicje.

Mniej więcej do połowy biegu wchłaniałem piękno przyrody i jedyne o czym myślałem to, że park ten należy na stałe wkomponować w kalendarz biegowych startów i treningów. Później przyszły mniejsze i większe kryzysowe chwile, ale dopóki w bidonach chlupotała woda, czułem, że mogę i chcę wszystko.

W okolicach 21. km mój komfort się skończył.  Choć biegliśmy  głównie w lesie, to zdarzały się  też odcinki otwarte,  głęboko wiejskie. Przede mną rozpościerał się najdłuższy z nich: prosta, polna droga o nawierzchni czarnej jak smoła …  Biegowy diabeł wraz z przypiekającym słońcem konsekwentnie wysysali moje siły. Próbowałem zacisnąć zęby, jednak tempo wyraźnie spadało.  Trend ten utrzymywał się aż do 26. Km i kolejnego punktu odżywczego.

Chwila wytchnienia trwała tam dość długo. W tym miejscu trzeba pochwalić  obsadę i wyposażenie punktów odżywczych.  Czekolada, pomarańcza, izotoniki, woda a nawet żele energetyczne. Nie brakowało niczego, a wolontariusze pomagali z niegasnącym uśmiechem na twarzy – me like it.

W kolejnym etapie ponownie królowały piękne krajobrazy. Stawy, jeziorka, bajkowe scenerie. Bez problemu można by w parku nakręcić zapierające dech w piersiach sceny do Hobbita, Narnii, czy innych hollywoodzkich superprodukcji.
Przyroda naprawdę potrafi dodać skrzydeł.  Zmotywowany parłem do przodu, powoli ale stanowczo.

Od 35. Km borykałem się z różnego rodzaju dolegliwościami. Ból w plecach, częste przypływy i odpływy sił. Nadgorliwa suplementacja natomiast wywołała lekkie zawroty głowy. Na szczęście nie biegłem sam.  10 ostatnich km. pokonałem razem z Piotrem i Kasią , wszyscy razem się motywowaliśmy. Obie te osoby startowały w biegach o większym kilometrażu, a mimo to uznali, ze Forest Run to kawał ciężkiego orzecha do zgryzienia,  + 100 do szacunku.

Meta była upragnionym widokiem, który pojawił się dużo później niż zakładałem, ale nagroda w postaci oklasków, pamiątkowego medalu  i uścisków dłoni  rozwiała wszelkie czarne myśli. Już teraz wiem, czego się spodziewać w edycji 2015 i szczerze nie mogę się doczekać. Stawię się na sto procent!

Sumując, bieg zorganizowany został na 5-tkę z plusem:

+ świetny, nowy event dla miłośników natury i tych, którym asfalt się już znudził
+ sprawne i jasne instrukcje organizatorów
+ trasa oznaczona i poprowadzona „like a Boss”
+ fajny pakiet
+ jeszcze lepsze atrakcje po biegu
+ makaron na mecie
–  moim zdaniem za mało punktów odżywczych i nierównomierne ich rozłożenie

17 Wrz

Poznań Business Run, czyli bieganie w szczytnym celu

by Beton Wrz 17, 2014 0 Blog , , , , , , , , ,

Jak dobrze wiecie, naszą specjalnością są biegi pełne błota i przeszkód. Lubimy pokonywać własne słabości, dlatego czasem zobaczycie nas również na trasie maratonu lub triatlonu. Ale raz na jakiś czas zdarzają się okazje, aby pobiec dla tych, którzy potrzebują pomocy. Jedną z takich wydarzeń był charytatywny bieg Poznań Business Run, który odbył się 14 września. W takich biegach już nie wynik jest najważniejszy, ale wsparcie szczytnej idei, jaką jest pomoc tym, którzy sami biegać nie mogą.

W przypadku Business Run, całkowity dochód z imprezy zostanie przekazany na pomoc w zakupie protez kończyn dla podopiecznych fundacji Jaśka Meli „Poza Horyzonty”. W biegu wzięło udział w sumie 10tys. ludzi, którzy w pięciu różnych miastach ścigali się w 5-osobowych sztafetach na dystansie 5×3,8km. Poza Poznaniem biegacze ścigali się w Krakowie, Katowicach, Łodzi i Warszawie*.

Również i nasza skromna reprezentacja była tam obecna. Jako reprezentanci swoich firm, w dwóch różnych ekipach wystartowali Ariel, Adam, Władek, Kuba i Weronika. Pierwsza czwórka, wsparcia kolegą z firmy Maciejem, uzyskała bardzo dobre 39. miejsce, wśród 558 startujących ekip. Weronika również uzyskała bardzo satysfakcjonujący czas.

SAM_1729

To tyle jednak, jeśli chodzi o suche fakty. Teraz trochę własnych refleksji odnośnie samego udziału w biegu. Przyznam szczerze, że czasem zastanawiam się nad sensownością różnorodnych charytatywnych akcji. W końcu mnóstwo pieniędzy idzie na organizację takiej imprezy. Czy nie łatwiej dla sponsorów byłoby po prostu przekazać pieniędzy potrzebującym? Moja mroczna, cyniczna strona podpowiada mi wtedy, że dzięki tego typu akcjom firmy sponsorujące mają świetną promocję, na którą normalnie musiałyby wydać dużo więcej pieniędzy. Poza tym, jak ktoś kiedyś sarkastycznie stwierdził: nic tak nie bogaci jak praca w fundacji.

Na szczęście mój cyniczno-sarkastyczny pierwiastek występuje u mnie w śladowych ilościach. I mimo wszystko widzę w przedsięwzięciu pt. Business Run więcej pozytywów niż negatywów. Jeszcze przed biegiem poznajemy nazwiska osób, do których trafią nowe protezy. Część z nich była nawet obecna na scenie zawodów, gdzie mieli okazje podziękować wszystkim uczestnikom za wsparcie.

Ponadto, ten bieg ma swój osobliwy urok. Ze świecą w ręku szukać tutaj wyżyłowanych maratończyków. Dzięki temu, że do pokonania jest stosunkowo niewielki dystans (jedna osoba musi przebiec 3,8km), przeważają „zwyczajni” biegowi śmiertelnicy, którzy biegają raczej od święta. I właśnie BR jest dla nich takim świętem. Mogą poczuć niesamowicie pozytywną atmosferę, jaka zawsze towarzyszy zorganizowanym biegom; przede wszystkim tłum kibiców, którzy wspierają biegaczy żywiołowym dopingiem.

Jestem pewien, że większość powyższych uczestników nigdy nie odważyła się dotąd wystartować w „normalnych” biegach, czy to byłoby 5km, 10km, o półmaratonie nawet nie wspominając. Na co dzień wolą biegać tak, żeby nikt nie widział. Być może wstydzą się swojej sylwetki lub myślą, że ich technika biegania wygląda śmiesznie i staną się obiektem żartów ze strony zaawansowanych biegaczy. Udział w takim biegu pozwala im zobaczyć, że tak naprawdę nikt nie przejmuje się nadprogramowymi kilogramami uczestników czy tym, jak kto stawia kroki w biegu. Co więcej, w zamian dostaje się mnóstwo pozytywnej energii, która z pewnością zmotywuje niejedną osobę do spróbowania swoich sił na dłuższym dystansie.

Ta pozytywna energia udzieliła się również mnie. Mój tegoroczny sezon biegowy był niezwykle intensywny, zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Na przestrzeni lipca i sierpnia wystartowałem m.in. w Triatlonie (1/2 dystansu Ironman), Biegu Katorżnika oraz Biegu Morskiego Komandosa. Średnio co dwa tygodnie w czymś brałem udział…

Bieganie zaczęło mnie męczyć, a na sprzęt do powyższych biegów (np. rower do triatlonu czy mundur do BMK) wydałem sporo pieniędzy. Na domiar złego, nabawiłem się kontuzji biodra, która po każdym starcie bardzo dobitnie o sobie przypominała. Do BR podchodziłem więc lekko niechętnie i sceptycznie. To tylko 3,8km, jakoś to będzie, pomyślałem sobie jednak.

I wtedy nastąpiło coś nieoczekiwanego. Tuż przed startem wróciła do mnie ta uzależniająca biegowa euforia. Nagle poczułem, że chcę dać z siebie wszystko. Już kilka minut przed swoją zmianą, zacząłem nerwowo wypatrywać kolegi z zespołu, który miał mi przekazać sztafetową pałeczkę. Jak tylko dostałem ją w swoje ręce, pobiegłem co sił w nogach i płucach. Dałem z siebie wszystko. A może nawet i więcej. To był mój drugi udział w Business Run. Mój czas był o kilka sekund gorszy od zeszłorocznego, ale rozpierała mnie duma, ponieważ rok temu byłem w pełnym cyklu treningowym, a teraz biegam dość rzadko.

I co ciekawe, ten króciutki, niespełna czterokilometrowy bieg przypłaciłem chorobą. Jednak to mnie nie zniechęciło. Piszę te słowa leżąc w łóżku z 38-stopniową gorączką. Ale nie mogłem czekać, aż wyzdrowieję. Po prostu musiałem podzielić się swoim entuzjazmem już teraz. Z niecierpliwością więc czekam na moment, kiedy wyzdrowieję i znowu założę swoje buty do biegania. 

KozaVLAD

SAM_1713

*Wg strony wyborcza.pl we wszystkich pięciu miastach zebrano łącznie ponad 738 tys. zł

2 Wrz

Motywujemy, inspirujemy, wspieramy!

by Beton Wrz 2, 2014 0 Blog , , , , , , , , , , , , , , ,

Mud Goats nie jest elitarną drużyną dla ludzi z żelaza.

Naszym celem jest propagowanie aktywności fizycznej.

Jakiś czas temu dołączył do nas Marcin aka Mega Koza. Od tego czasu przelawamy wspólnie hektolitry potu i wzajemnie motywujemy się do odkrywania “silniejszej wersji siebie”.

Zobaczcie jak postrzega swój pierwszy start Mega Koza!!!

“Murowana Goślina ZDOBYTA.
Dzisiaj pierwszy raz w życiu wystartowałem w zawodach biegowych. Lepiej nie mogłem sobie wybrać bo bieg mimo dystansu 6,25km (wedłyg mojego gps’a 6,75km) był bardzo ciężki i to nie tylko moim zdaniem ale też innych biegaczy czy nawet sąsiadki triatlonistki. Podbiegi, podbiegi i jeszcze raz podbiegi. Wiele osób się poddało i zrezygnowało z dalszego biegu.
Oficjalny czas 37:41s, 18 miejsce w swojej kategorii i 43 wsród mężczyzn.

Dzięki wszystkim, to tylko jeszcze bardziej motywuje, a wrzesień póki co zapowiada się biegowo. MUD GOATS RULEZ !!! ”

10623522_10203924024608395_6324496651677296934_o 10557598_10203924024448391_2378888355180365237_o 1487989_10203924024688397_7556011016295035024_o

 

Życzymy kolejnych sukcesów. Już niebawem pierwszy wspolny hardkorek na trasie Men Expert Survival Race

1 Wrz

Przygotowania do kolejnych startów.

by Beton Wrz 1, 2014 0 Blog , , , , , , , , ,

Każdy trening outdoor to ogromna dawka pozytywnej energii i solidna porcja ciężkiej pracy.

 

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=uh6M2aekzD0]

31 Sie

Katorżnik 2014

by Beton Sie 31, 2014 0 Blog , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

15 sierpnia 2014 wyruszyliśmy 9-ci osobowym składem do Lublińca by zmierzyć się z trasą legendarnego Biegu Katorżnika. Zatrzymaliśmy się na nocleg w ośrodku “Posmyk” zlokalizowanym nieopodal miejsca startu. Ciekawa lokalizacja choć nasze pokoje mogły by mieć ciut wyższy standard 😉

20140815_181149

Ale nie na wypoczynek przyjechaliśmy do tego leśnego zakątka. Następnego dnia czekała nas niezła zabawa.

Startowaliśmy w 3 falach. O 12 na trasę ruszyła Basia. W raz z wybiciem 14 na błotną przygodę ruszyli Przemo, Władek i dwa Michały. Stawkę zamykali Adam i Marek, którzy wystartowali o godz. 15.

A co spotkało nas na terasie??? Błoto, błoto i jeszcze raz błoto 🙂

DSC_0598 (1)

To był nasz pierwszy start w Biegu Katorżnika. Nie do końca wiedzieliśmy co czeka na nas po drodze. Okazało się ze trasa to ok 70% błoto, 20% woda i 10% ląd.

20140815_135037

Było prze fajnie 🙂 Bieg rozpoczynał się w jeziorze. Było troszkę pływania oraz niesamowite wrażenie jakim jest poruszanie się w wodzie zwartą grupą. Poruszając się w wodzie po pachy trzymając za ramię zawodnika przed sobą można poczuć moc jaką daję wspólne działanie. Niesamowite wrażenie, byliśmy nie do zatrzymania.

??????????

Po ok. 500m zaczęliśmy poruszać się “gęsiego” w wąskich ścieżkach pomiędzy wysokimi na 3m. trzcinami. Jeszcze było zabawnie 😉 Jednak kilkaset metrów dalej zaczęło się błoto. Wskakiwaliśmy do niego co kilka chwil by przez długie minuty brodzić po kostki, kolana, a czasem nawet po szyje w gęstej mazi. Do tego czasu nie zdawaliśmy sobie sprawy, że błoto może występować w tylu różnych rodzajach.

Trasa biegu prowadziła przez lublinieckie lasy, a raczej bagna. Nie była to łatwa przeprawa. Błoto najeżone było gałęziami, które niemiłosiernie pozostawiały piętno na naszych goleniach. Nic dziwnego, że zawodnicy startujący “kolejny” raz mieli na nogach ochraniacze.

20140815_135827

Po drodze poruszaliśmy się na zmianę po błocie, wodzie i odrobinę po lądzie (raczej po mniejszym błocie wśród drzew 🙂 ).

Dziesięciokilometrowa trasa biegu zapewniła nam sporo atrakcji gdyż wielokrotnie trzeba było wspinać się na obłocone skarpy, pokonywać naturalne przeszkody np. zwalone drzewa oraz pełzać przez betonowe kanały, których na trasie było kilka.

To był pierwszy bieg w jakim biegliśmy, gdzie w połowie dystansu nie serwowano wody lub innych napojów tylko KEFIR. Hehe – smakował wybornie!

Końcówka biegu to tor przeszkód. Pokonywaliśmy zasieki, ruiny budynku. Było wspinanie się czołganie i skakanie. To ostatnie okazało się najtrudniejsze gdyż błoto konsekwentnie wyciągało z nas siłę potrzebną do odbicia się przy skoku.

B_DSC09809

Zaraz za linią mety każdy uczestnik otrzymywał kultowy medal. 5kg żelastwa, które zawsze będzie już najokazalszym trofeum w naszych kolekcjach 😀

20140816_165332

DSCN2922

Podsumowując, Bieg Katorżnika to niesamowite przeżycie. To trudne i wyczerpujące zawody. Obowiązkowy punkt na liście startów każdego miłośnika błotnych przełajów. Satysfakcja po ukończeniu biegu jest ogromna, a trofeum… oceńcie sami.

Zapraszam do obejżenia filmu:

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=Gcg4Gu272yQ]

25 Lip

Treningi Outdoor’owe – czyli to co lubimy najbardziej :)

by Beton Lip 25, 2014 0 Blog , , , , , , , , ,

W każdą sobotę spotykamy się nad jeziorem Malta na ogólnorozwojowych treningach kształtujących różne cechy motoryczne. Trochę biegamy, sporo ćwiczymy, a ostatnio nawet pływamy 🙂

10473458_633723186734990_5658943617158430029_n

Kozy mają w sobie moc i nie boją się tego pokazać! Ostatnie treningi były prekursorem nowego rodzaju cyklicznych błotnych i mokrych sobotnich spotkań. Skoki do wody, czołganie się w piasku, przeprawa przez błoto, przeszkody oraz teamwork – oto co nowego będzie na was czekać, oto przepis na sukces Chief’a.

10527677_640781486029160_2822021428479646039_n10525623_640780839362558_5631482692874627600_n10505337_640781259362516_1935213235724267438_n1907380_633728580067784_9156345616065770826_n10410508_633728936734415_690089650859297806_n

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=9ATl_Nhy-Qc]

 

Już dziś zapraszamy na kolejną edycję – śledźcie wydarzenia na Facebook’u!

 

Co zabrać:

Odzież: biegowa która na pewno bedzie ubrudzona :), rękawiczki bez palców.

Obuwie: biegowe (najlepiej trialowe) – takie by nie było szkoda wskoczyć w błotko do kolan 🙂

Dodatkowo można zabrac ze sobą wodę mineralna (mała butelka).

23 Lip

Wulkany!

by Beton Lip 23, 2014 0 Blog , , , , , , , , , , , ,

W czerwcu niedaleko Legnicy, na terenie powiatu złotoryjskiego, wzięliśmy udział w V Biegu Szlakiem Wygasłych Wulkanów. Jest to bieg terenowy, wręcz ekstremalnie przełajowy – czyli świetna odskocznia od rutynowego asfaltu.

10421119_10203299601124641_6851774446558435055_n

 

Oprócz oczywistej atrakcji, jaką był sam bieg w otoczeniu pięknego krajobrazu trzeba było się trochę ubrudzić pokonując rozmaite przeszkody. Czołganie, podbiegi ( i zbiegi, a raczej zjazdy 🙂 ), przeciskanie się przez tunele, wspinanie po linie, przejście po równoważni to tylko niektóre z atrakcji. Część trasy prowadziła przez rzekę i bagna, co o dziwo, było jednym z najciekawszych elementów biegu – kto nie lubi się legalnie potaplać w błocie 🙂 ?

Zdecydowanie ten bieg oprócz trudności trasy wyróżniała również współpraca zawodników, bez której pokonanie niektórych przeszkód nie byłoby możliwe (zwłaszcza wspinanie się na pionową ścianę ;)) Panowie troszczyli się o panie i na odwrót..

Podsumowując: ekstremalne wrażenia, piękna okolica, trudna trasa i świetna atmosfera. Bieg, który sprawia, że przekraczając metę czujesz, że żyjesz.

Zdecydowanie do powtórzenia w przyszłym roku 🙂

5 Cze

Tough Mudder

by Beton Cze 5, 2014 0 Blog , , , , , , , , , , , , , , , ,

Wyjechaliśmy z Poznania wcześnie rano. Start mieliśmy zaplanowany na 11:00, a do przejechania ponad 300km.

Czym bliżej byliśmy celu tym bardziej dawało sie odczuć podekscytowanie oraz energię, która w nas wzbierała. Już niedługo miała się zacząć nasza wielka przygoda! Przygoda, która na zawsze odmieni nasze życie.

Po odebraniu numerów startowych oraz przygraniu barw wojennych w postaci mumeru startowego wypisanego na czole każdego z nas, udaliśmy się na linię startu.Image

Po niesamowicie motywującej mowie Startera i po złożeniu uroczystej przysięgi, wystartowaliśmy w takt “Eye of the Tiger”.

Po ok 2km biegu mogliśmy zasmakować adrenaliny jaką funduje Tough Mudder. Czekała na nas Arctic Enema czyli kąpiel w wodzie o temperaturze 1st Celsjusza 🙂 Jak to wyglądało w realu możesz zobaczyć TU

To był mega kop!!! A atracji czekało na trasie znacznie więcej 🙂

 

Image

 

Godziny spędzone na taplaniu się w błocie i pokonywanie własnych słabości przyczynieły sie do zacieśnienia stosunków w grupie. Już nie byliśmy garstką znajomych staliśmy się Mud Goats. Drużyną gotową na najtrudniejsze wyzwania, wspierającą się i motywującą do pokonania przeszkód, których normalny człowiek unikałby jak ognia.

Wzajemne wsparcie, praca zespołowa i sumienne przygotowanie pozwoliły nam ukończyć bieg. Ale zanim to nastąpiło musieliśmy zmierzyc się z dwoma mega trudnymi przeszkodami Everest i Electotherapy.

Pierwsza to wbieg po nasmarowanej wazeliną kilkumetrowej rampie,

Image

Druga to przebiegnięcie przez kilkaset zwisających drutów. Nie było by w tym nic trudnego gdyby nie fakt, że druty BYŁY POD NAPIĘCIEM 10 000V (na samą myśl przechodzą dreszcze)…

Image

Kilka metrów dalej czekały na nas unikalna pomarańczowa opaska, piwo i najwspanialsze uczucie na świecie! Nie do opisania słowami!

Image

 

 

Scroll Up