• +48 509 289 135

Pokonać Bestię – Spartan Race Krynica

Mud Goats > Blog > Pokonać Bestię – Spartan Race Krynica

Pokonać Bestię – Spartan Race Krynica

admin Sie 15, 2017 2644 9385

Gdy rejestrowaliśmy się na Spartan Beast w Krynicy wiedzieliśmy, ze nie będzie łatwo. Gorska trasa z przeszkodami to nie bułka z masłem. Nie jadamy na co dzień pieczywa więc nie było się czego obawiać 😉 Pięcioosobowa reprezentacja Mud Goats zawitała do Krynicy dzień wcześniej by zregenerować siły i przygotować się do startu. Z Poznania do tej zdrojowej miejscowości jest ponad 600km więc po długiej jeździe kolacyjka, piwko i pogaduchy w gronie przyjaciół były jak zapach po burzy w letni dzień – miodzio 🙂

Następnego dnia stawiliśmy się w biurze zawodów by zarejestrować się na bieg. Przechodząc przez bramkę na wejściu do spartanowego miasteczka komputer pokazuje nazwiska zawodników: Michał Sokołowski, pojawiło się na ekranie… hehe już nie ma odwrotu, pomyślałem.

Biegłem w zeszłorocznej edycji i zakładałem, że trasa będzie podobna do poprzedniej. Oj myliłem się… znacznie 🙂 Było fajniej – ciężej!

Wyzwanie jakim jest 23km OCR dostarcza niezapomnianych emocji i wrażeń. Podczas biegu masz czas na przemyślenia. Pod warunkiem, ze właśnie nie umierasz z wycieczenia 😉

Gdy już usiedliśmy wspólnie na mecie był czas by podzielić się wrażeniami. Jak się szybko okazało każdy z nas pokonał bestię w swój oryginalny i niepowtarzalny sposób.

 

–> Mikołaj

Z Poznania wyruszyłem w piątek po pracy, sama droga też jest wyzwaniem, bo w najlepszym wypadku to 6 i pół godziny jazdy. Na miejscu zameldowałem się o 22.30. Pozostałe Kozy czyli Alpha, Mała Czarna, Iza i Anka już na mnie czekały. Z przepyszną kolacją. Karkówka na pyzach z surówką, dały sporą ilość kalorii, które w sobotę miały zaprocentować na trasie.

Początek:
– pierwsze 12 km przyjemny bieg, zapamiętam długie odcinki w potoku, które idealnie ciało

Kryzys:
– od 13 do 17 km na szczycie/polanie – odwodnienie, dreszcze, wymioty, próba zejścia z trasy, średnie tempo 3 kroki/minutę.

Przedkońcówka
– zbieg ze stoku – pokonanie kilku przeszkód, luz w łydkach, ból w udach, poczucie „jest dobrze”

Worki:
– 300 m w górę, utrata poczucia „jest dobrze”, poczucie „kto i po co to wymyślił oraz dlaczego mnie nie lubi jak nawet go nie znam”

Meta:
– jednak jest satysfakcja, czas gorszy od zakładanego o jakieś 1,5 h.

Błędy:
– buty spisały się na Wulkanach, tu bieżnik w wysokości 4 mm nie dał rady
– brak bukłaka, największa wtopa, która odbiła się właśnie na podejściu pod szczyt między 13-17 km
– brak treningu pod siłę biegową, po 12 km nie wyszedł brak kondycji tylko właśnie słabe łydki i uda.

Tak jak mówiłem po biegu: Żegnaj Krynico, nigdy więcej! Raz wystarczy! Podtrzymuje! Chociaż? Może? Zobaczymy.

 

 

–>Iza

Zrobiłam to !!!!

Najcięższy bieg w życiu w jakim dotychczas brałam udział. Ufff, co to kuźwa było ?!

Wyobraźcie sobie 23km orki po górach, po stromych podejściach, niekończący się podejściach i kolejnych podejściach !!! Podejściach w błocie po kostki, takich na długości ponad 1 km i zbiegach w takich samych warunkach.  Bieg w strumieniu który wkur@&ał mnie na maksa, który mnie skutecznie spowolniał. Dodajcie do tego w miedzy czasie 30 przeszkód, bardziej lub mniej wymagających. MASAKRA.
Ścianki, liny, ringi i wisienka na torcie ! Uwaga! Bierzesz na bary worek z 10kg piasku i dygasz go 300m pod stromą górę, gdzie po przejściu kilku metrów twoje łydki wyją z bólu. Pokonuje ten odcinek w 30min.  zatrzymując się co kawałek i odpoczywając. Na trasie leżą ludzie mający już wszystkiego serdecznie dość! W końcu nawrotka i zejście w dół z workiem. Tu dla odmiany krzyczały uda.  Nie będę opisywać wszystkiego, ale wierzcie mi, że to była rzeźnia!

Ja pierdole kto mnie na to namówił. Jednak jestem nienormalna czyt.popierdolona. Dobrze, że wariatów też lubią 🙂

—> Anka

 

Jak do tej pory najdłuższy mój bieg 23km, a do tego “urozmaicony” przeszkodami. Z większością z nich miałam już do czynienia, ale tutaj wszystko nabiera zupełnie innego smaku. Dystanse między przeszkodami większe, wszystko na górskim terenie i jedyne płaskie odcinki to te w górskim potoku.

Zdecydowanie cała robotę, jeżeli chodzi o wielkie „WOW, jaki ciężki bieg” zrobił dźwigany worek z piachem w górę i z powrotem w dół stoku narciarskiego, jakieś 300 m. Wersja dla mężczyzn miała podobno 20kg, miałam wrażenie, że damska wcale nie jest lżejsza. Na tym odcinku część ludzi postanowiła sobie złapać trochę słońca i wykorzystać worek jako oparcie dla szyi, wylegując się na trawie.

Każdy kto startował w OCR wie czego można się spodziewać na trasie. Kto nie startował, niech sobie doczyta. Jedno jest pewne, będą: pot, zmęczenie, ból, palące lipcowe słońce i ogromny długodystansowy wysiłek fizyczny.

Nie będę się rozpisywać o przeszkodach, ale napisze kilka słów z myślą o bliskiej mi osobie…
Czy moje prawie 7h na trasie jest zwycięstwem? Zdecydowanie tak! Najszybszy zawodnik pokonał trasę w 2:18min (o minutę szybciej niż ja półmaraton na płaskim terenie). Odniosłam zwycięstwo nad swoimi lękami, ograniczeniami, których z każdym takim biegiem jest mniej. Pokonałam zmęczenie, znużenie dłużącym się odcinkiem w górę na szczyt.

Co zatem jest zwycięstwem? Super wynik czasowy, stanięcie na podium?
Nie.

Wygraną jest zmierzenie się z wymagającą trasą. To umiejętność czerpania przyjemności z samego biegu i stawianych wyzwań. To udzielanie słów otuchy wolontariuszom tak bardzo zmęczonym leżeniem na kocyku w pełnym słońcu, z napojami chłodzącymi i cierpliwie pilnujących swojej przeszkody, wymierzając karę za jej nie pokonanie – oni na prawdę mieli już dość :).

Na mecie wspaniałe nagrody: uśmiechnięte miny współtowarzyszy niedoli, którzy zdążyli już się umyć i przebrać, a i tak ściskają Cię jeszcze upoconą i brudną. Najsmaczniejszy posiłek na świecie – kanapka z grillowaną kiełbasą przegryzana chwyconym w przelocie bananem. Tuż przed metą widziałam już swoich ludzi, w którym miejscu siedzą więc gazu, tylko oddać opaskę z chipem i lecieć do nich. Prawie zapomniałam, że mi tu medal dadzą.

Moja wygrana to – kondycja, duma, kanapka, przyjaciele i dobra zabawa – nic więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne!

 

 

–>Mała Czarna

Po zeszłorocznej edycji Spartan Race w Krynicy, z ogromną niecierpliwością  wypatrywałam roku 2017. Czy warto było czekać ? OCZYWIŚCIE !!! Organizatorzy nie zawiedli mnie w żaden sposób, mało tego, zaskoczyli zmodyfikowaną i równie ekstremalną trasą.

Czego można się spodziewać po biegu w górach ??? Podbiegi  i zbiegi, wiadomo  🙂

Były podbiegi ( a raczej podejścia ) o przeróżnej intensywności , strome, bardzo strome, łagodne, z błotnistą nawierzchnią, z kamieniami pod stopami  i wiele innych. Do tego towarzyszące uczucie płonących łydek i ud ….aućććććć, masakra  J Mam ochotę  się zatrzymać, strzepnąć nogi , wyluzować ale widzę, że inni zawodnicy się nie poddają więc cisnę dalej nie oglądając się na mijanych ledwo żywych panów. Jedyne co dodawało mi sił to świadomość, że skoro było pod górę to i w dół musi być.

No i proszę bardzo, lecimy z górki !!!  Uwielbiam ten stan kiedy całkowicie poddaję się sile grawitacji i jedyne co mnie pcha do przodu to ciężar mojego ciała. Lekkie pochylenie, ręce daleko na boki, puszczam nogi luzem, krok wydłużony do maximum i lecę! Bez żadnego wysiłku, niczym śniegowa kula nabierając pędu z każdym metrem.  Kocham to uczucie kiedy gnam na złamanie karku w dół, bez hamulców, bez opamiętania, polegając tylko na swoim zmyśle równowagi. Jednak zbiegi, mimo swego uroku, nie dawały ulgi zmasakrowanym nogom. Bieg po stromym, kiedy twoje czwórki są już przepalone, daje solidnie w kość. Czułam wszystkie mięśnie, nogi miałam zmęczone i wrażenie jakby kolana miały ochotę wygiąć się w drugą stronę 🙂 No ale co??? Spięłam D i poleciałam dalej. Nie mam pojęcia skąd biorę POWERA, to chyba dobre geny po mamie 🙂

Górskie potoki to kolejna po zbiegach atrakcja, na którą czekałam. Uczucie lodowatej górskiej wody obmywającej zmęczone łydki jest cudowne. A zapier*anie „na wariata” w górskich strumieniach gdzie każdy krok niesie ogromne ryzyko jest ekscytujące. Nie wiesz na czym staniesz: miałki czy twardy grunt, śliskie kamienie albo większe głazy i konary drzew… Właśnie za tym szaleńczym i ryzykownym biegiem tęskniłam najbardziej. W zeszłym roku ten klimat mnie urzekł, na to czekałam i nie zawiodłam się. Co przyniesie edycja 2018?

Niestety kontuzje które przytrafiły mi się parę dni przed biegiem nie pozwoliły mi dać z siebie 100 %. Czuję niedosyt, mogłam więcej, mogłam szybciej ale postawiłam na rozsądek tym razem.  Priorytetem było dla mnie ukończyć bieg bez nawrotu kontuzji, pokonałam trasę, zdobyłam medal (część moje trifecty ), nic mi nie dolega !!!! I OTO CHODZIŁO !!!

W zasadzie mógłbym postawić tutaj kropkę i zakończyć optymistycznym „do zobaczenia za rok”. Jednak pokuszę się o kilka zdań podsumowania.

Trasa poprowadzona inaczej niż w poprzedniej edycji. Była bardziej zróżnicowana i obfitowała w podbiegi i wspinaczki jak i w strome zbiegi – czyli to co kozy lubią najbardziej. Sporo błota, przeszkód i przysłowiowego wpierdolu ( w prawdzie nie znam żadnego przysłowia z wpierdolem w roli głównej, ale ładnie brzmi 🙂 ). Przez większość trasy wypatrywałem kultowego noszenia worka z piaskiem. Już myślałem, że ominie nas ta atrakcja ale organizatorzy zadbali o to żeby zawodnicy się nie zawiedli. Dźwiganie wora umieścili na 20 kilometrze trasy, gdzie każdy marzy o tym by już przekroczyć linię mety. O matko ale to była męczarnia.

Ogólnie bieg baaaardzo ciekawy i wyczerpujący. Dobrze oznaczona i ciekawa trasa stwarzała wiele okazji by sprawdzić stopień swojego przygotowania fizycznego. Z nowości należy wspomnieć przeszkodę, lub bardziej mały tor przeszkód, który należało pokonać skokami, tak skokami bo nogi były w tym czasie związane ze sobą gumową opaską. Świetny pomysł, zwłaszcza że po wdrapywaniu się pod górę 500m wcześniej odpadły Ci łydki 😀

Czas zadowalający choć D nie urywał biorąc pod uwagę, że zwycięzcy fali elite zajęło to o połowę mniej czasu. Ogólne wrażenie bardzo dobre. Organizacja świetna, ale to już standard na spartanie. Wyczesany medal, zimne piwko i fantastyczna atmosfera.

Czy warto jechać przez pół Polski i by zarżnąć się w górach i do tego za to płacić? Nasze opisy chyba nie pozostawiają złudzeń. Tak, warto.

Alpha

Scroll Up