W każdą sobotę spotykamy się nad jeziorem Malta na ogólnorozwojowych treningach kształtujących różne cechy motoryczne. Trochę biegamy, sporo ćwiczymy, a ostatnio nawet pływamy 🙂
Kozy mają w sobie moc i nie boją się tego pokazać! Ostatnie treningi były prekursorem nowego rodzaju cyklicznych błotnych i mokrych sobotnich spotkań. Skoki do wody, czołganie się w piasku, przeprawa przez błoto, przeszkody oraz teamwork – oto co nowego będzie na was czekać, oto przepis na sukces Chief’a.
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=9ATl_Nhy-Qc]
Już dziś zapraszamy na kolejną edycję – śledźcie wydarzenia na Facebook’u!
Co zabrać:
Odzież: biegowa która na pewno bedzie ubrudzona :), rękawiczki bez palców.
Obuwie: biegowe (najlepiej trialowe) – takie by nie było szkoda wskoczyć w błotko do kolan 🙂
Dodatkowo można zabrac ze sobą wodę mineralna (mała butelka).
Wyjechaliśmy z Poznania wcześnie rano. Start mieliśmy zaplanowany na 11:00, a do przejechania ponad 300km.
Czym bliżej byliśmy celu tym bardziej dawało sie odczuć podekscytowanie oraz energię, która w nas wzbierała. Już niedługo miała się zacząć nasza wielka przygoda! Przygoda, która na zawsze odmieni nasze życie.
Po odebraniu numerów startowych oraz przygraniu barw wojennych w postaci mumeru startowego wypisanego na czole każdego z nas, udaliśmy się na linię startu.
Po niesamowicie motywującej mowie Startera i po złożeniu uroczystej przysięgi, wystartowaliśmy w takt “Eye of the Tiger”.
Po ok 2km biegu mogliśmy zasmakować adrenaliny jaką funduje Tough Mudder. Czekała na nas Arctic Enema czyli kąpiel w wodzie o temperaturze 1st Celsjusza 🙂 Jak to wyglądało w realu możesz zobaczyć TU
To był mega kop!!! A atracji czekało na trasie znacznie więcej 🙂
Godziny spędzone na taplaniu się w błocie i pokonywanie własnych słabości przyczynieły sie do zacieśnienia stosunków w grupie. Już nie byliśmy garstką znajomych staliśmy się Mud Goats. Drużyną gotową na najtrudniejsze wyzwania, wspierającą się i motywującą do pokonania przeszkód, których normalny człowiek unikałby jak ognia.
Wzajemne wsparcie, praca zespołowa i sumienne przygotowanie pozwoliły nam ukończyć bieg. Ale zanim to nastąpiło musieliśmy zmierzyc się z dwoma mega trudnymi przeszkodami Everest i Electotherapy.
Pierwsza to wbieg po nasmarowanej wazeliną kilkumetrowej rampie,
Druga to przebiegnięcie przez kilkaset zwisających drutów. Nie było by w tym nic trudnego gdyby nie fakt, że druty BYŁY POD NAPIĘCIEM 10 000V (na samą myśl przechodzą dreszcze)…
Kilka metrów dalej czekały na nas unikalna pomarańczowa opaska, piwo i najwspanialsze uczucie na świecie! Nie do opisania słowami!