Bałem się. Bardzo. Świadomy: z jednej strony, że po miesiącach przygotowań jestem w stanie przebiec Królewski dystans; z drugiej, że – co tu ukrywać – ja po prostu lubię zapier@#!ać, wyobrażałem sobie siebie nieumiejącego utrzymać emocji na wodzy i ruszającego od startu pełną parą, a potem ściąganego z trasy na 30-tym km.
Bać się przestałem, gdy wystartowaliśmy. Wiedziałem, że “jakby co” – kibice pomogą. I pomogli. Ogromne DZIĘKUJĘ dla wszystkich, którzy stojąc na trasie biegli razem ze mną. Pomogła Rodzina, Przyjaciele, Znajomi z pracy. Pomogli rozsiani na mieście MUD GOATS. Pomogły dzieci i starsi ludzie. Pomogła elegancka Pani w średnim wieku trzymająca karton z napisem: “NAPIER@#!AJ” (w ogóle do Niej nie pasowało :-)). Pomogły inne napisy/hasła wykonane przez kibiców, jak np. ten w połowie: “Jeszcze 19 km i PIWO” czy ten na 39-tym km “Mogliście wybrać szachy”. DZIĘKI! 😀 😀 😀
Cieszę się, że mogłem przebiec maraton tu – w Poznaniu. Bo choć jestem “słoikiem” (tj. przyjezdnym), to 7 lat potrafi zrobić swoje i związać. Biegniesz i na trasie obok setek kibiców widzisz jeszcze setki wspomnień:
O! Tu jechałem na USG łydki po Katorżniku (wtedy to dopiero się bałem!)
A tu jest niegdyś moja ulubiona budka z kebabami!
Tu była ta impreza, gdzie troszkę już zakropiony wcieliłem się w Enrique Iglesiasa!
A tutaj mieszkam…
Ludzie i wspomnienia wspólnie pozwolili zająć głowę. A prawdą jest co mówią i piszą jakoby maraton był “biegiem głowy”. Przekonałem się o tym na ok. 37-km, gdy z mojej nieprzejrzanej przed startem playlisty (tak, to był błąd!) załączyła się Budka Suflera i “Przegrywać czasem to normalna rzecz…” Taka muza nie działa dobrze.
Nie przegrałem. Drugi ukończony maraton. Czas netto 03:33:59 – tj. prawie pół godziny lepszy niż ostatnio. Dla osób, które nie wierzą w siebie – w lipcu 2013 roku nie potrafiłem przebiec Malty dookoła bez postoju. 🙂 Wcześniej tylko praca za biurkiem, prawie zero ruchu. Ćwiczę niecałe półtora roku. Chcieć = móc, Dobrzy Ludzie!! 🙂
Koza z Betonu