• +48 509 289 135

Blog

Mud Goats > Blog
28 Sie

Powrót do korzeni, czyli Tough Mudder Deutschland

by Beton |Sie 28, 2016 |26 Comments | Blog | ,

Tough Mudder Deutschland 2016

Nasza kozia drużyna bierze udział nie tylko w imprezach krajowych, ale również zagranicznych. Poniżej przeczytajcie ich relacje z udziału w TM w Niemczech!

 

tm

Od tego biegu zaczęła się moja przygoda z OCR. Po latach postanowiłem wrócić na błotne ścieżki TM.
To co jest niewątpliwym i niepowtarzalnym przeżyciem to atmosfera panująca na tym biegu. Od wejścia do miasteczka TM czuje się, że to wielkie wydarzenie.
Co ciekawe organizatorzy nie kwapią się do pomiaru czasu 🙂 dlaczego? bo to event drużynowy. Nie ważne jaki masz czas. Najważniejsze by cała Twoja drużyna dotarła na metę w jednym kawałku 🙂
Trasa 19km i kilkadziesiąt przeszkód nie jest wielkim wyzwaniem dla wyjadaczy takich jak MG. To co ciekawe nie widziałem tam zbyt wielu harpaganów – większość to osoby, które przyjechały przeżyć fajną przygodę. Na pewno się nie zawiedli 😉 Dla mnie jednak nie jest to już tak wielkie wyzwanie jak za pierwszym razem. Od 10 km większość uczestników szła nie mając siły na dalszy bieg 🙂 sick! Zakaz biegania w wodzie – w sumie to ma sens – bezpieczeństwo ponad wszystko. Cóż może dla przeciętnego biegacza jest to “probably the hardest event on the planet” ale dla mnie raczej przednia zabawa i trudności zbyt wiele nie dostrzegłem.
Owszem było sporo fajnych przeszkód np zmodyfikowana Arctic Enema czy King of swingers niestety trudnymi bym ich nie nazwał – raczej z czystym sumieniem przypinam im łatkę “ciekawych”. Momentami zastanawiałem się czy jestem na OCR czy pikniku bo na 19 km było chyba z 5 punktów odżywczych 🙂 Tak czy inaczej jest to mega fajna impreza i polecam ja wszystkim, którzy chcą zrobić coś nietuzinkowego z jedyne 100 euro 😀

/Alpha

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ad fontes jak pisał kiedyś Arystoteles, czyli powrót “do źródeł”… O różnych legendach czytasz. Często z jednych wyrastają kolejne. I tak w świecie OCR legendą jest Tough Mudder, zaś na jego łonie wyrasta inna legenda, której świadkami jesteście – Mud Goats. Wyjazd do Deutschland na imprezę TM traktowałem więc bardzo osobiście – jako swego rodzaju Pielgrzymkę, Kozi obowiązek.

Mimo braku orki (którą – chyba nie będzie tajemnicą, jak napiszę – uwielbiam) bieg będę wspominać bardzo pozytywnie! Cóż: widowiskowe i porządnie wykonane – z tego konstrukcyjnego punktu widzenia – przeszkody, toy-toy’e na trasie (czyli gdy myślisz, że widziałeś już wszystko, a okazuje się, że jednak nie!!!), bardzo dobre marketing i organizacja oraz bardzo, BARDZO niedobre błoto. W smaku. Możliwe, że to przez to, że pomyliłem je z gównem.

/Beton

 

13689367_1163045543715896_1937365900_n

 

Tough Mudder, Tough Mudder okrzyki przed startem potęgowały moje emocje. Wzruszenie, ekscytacja i niepewność mieszały się jak mieszanka wyszukanych owoców w shaikerze 🙂 Długo wyczekiwany, wymarzony bieg wreszcie sie zaczął i to dość niewinnie. Pierwsze przeszkody i kilometry nie sprawiały większych problemów. Jednak bieg ten jest uważany za jeden z cięższych OCR mnóstwo błota, arctic enema brr na sama myśl robi mi się zimno, ścianki których nie pokonałabym bez pomocy moich współtowarzyszy, everest, prąd – tak byłam tam, zrobiłam to o czym od dawna marzyłam a w raz z upływem kilometrów moje szczęście rosło!!!! Jest jedna rzecz do której muszę (sorry chce) wrócić wiec nie był to mój ostatni występ w Tough Mudder !!!!! Kochani pamiętajcie niemożliwe może stać się mozliwe trzeba marzyć i działać !!!! Najpiękniejsza nagroda to satysfakcja ze zrealizowanego celu!!!!

/NarKoza

 

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tough Mudder – reklamuje się jako „najprawdopodobniej najcięższy bieg na ziemi”. Serio? Ach ten marketing. I o marketing tutaj chodzi, gdyż marketing w wykonaniu TM stoi na wysokim poziomie. Zarówno o budowanie atmosfery wokół biegu, jak w miasteczko eventowe przed samym biegiem. TM to zdecydowanie bieg o innej charakterystyce niż te, w których zazwyczaj startujemy. Nie ma pomiaru czasu, nie ma rywalizacji, czuć wręcz piknikową atmosferę. Momentami było aż śmiesznie czy do przesady zbyt bezpiecznie – znaki ostrzegawcze o głębokości wodnej przeszkody, zakaz bieganie w strumieniu czy wyznaczanie alternatywnej drogi. Do tego kilka punktów odżywczych, toi toi-e na trasie i ratownicy na quadach. Takiego zaplecza i „safety” nie znajdziemy na Biegu Wulkanów, Survivalu czy Spartanie. Trochę psuło to zabawę. Przynajmniej nam, wprawionym OCRowcom.

TM słynie z wymyślnych przeszkód i w tej kwestii się nie zawiedliśmy. Arctic Enema czy Tarzan na długo zostaną w naszej pamięci. Patrząc na profil niektórych przeszkód – bieg typowo nastawiony na team spirit i wzajemną pomoc / dobrą zabawę. Zapraszamy do obejrzenia filmiku MG 🙂

Czy warto było jechać 550km na bieg? Tak.

Czy wystartuję ponownie w TM? Raczej nie, chyba, że przy okazji w jakiejś ciekawej lokalizacji.

/TomKoza

 

 

8 Lip

7 Bieg Wulkanów – Team Spirit do kwadratu :)

by admin |Lip 8, 2016 |0 Comments | Blog | , , , ,

13507077_1010122885761683_3679536537144535447_n

Czerwiec… Czas, w którym przyroda rozkwita na całego. Jest to również okres bardzo aktywny dla Mud Goats, a dla każdego okazja by przeżyć niesamowitą przygodę w malowniczej Złotoryi. Wulkany, bo tak w skrócie nazywamy Bieg Szlakiem Wygasłych Wulkanów, to już stały punkt w naszym kalendarzu biegowym. Dlaczego? zapytasz, nie lepiej zapłacić fortunę za 5km z przeszkodami po płaskim terenie? A no nie 😉

Tegoroczna edycja Wulkanów nosiła nr 7, dlatego organizatorzy nazwali ją szczęśliwą. No i była szczęśliwa, szczególnie dla naszej ekipy! Zanim jednak powiem dlaczego, słów kilka wklepie, by nie wykładać wszystkich kart na stół od razu 🙂 ot taki mój kaprys :p

Startujemy w tym evencie od lat kilku i za każdym razem organizator serwuje coś nowego. Jakaś wisienkę na torcie, w którym co roku przybywa warstw. Wspomniany wypiek nie jest przekładany bitą śmietaną lecz błotem 🙂 czyli tym co lubimy najbardziej. W tym roku doszło jeszcze sporo wody i kilka modyfikacji trasy czym byliśmy bardzo mile zaskoczeni (szczególnie Ci, którzy brali udział w tym przefajnym biegu, któryś raz z kolei – np, Ja 🙂 )

Do Złotoryi tym razem przyjechaliśmy wcześniej, tzn  z dwudniowym wyprzedzeniem (miejsce gdzie się zatrzymujemy pozostawię tajemnicą). Można by pomyśleć, że robimy sobie wakacje (co po części jest prawdą 😉 ), ale atrakcji tym razem było tyle, że nie mogliśmy ich sobie odmówić. No i fakt organizacji pierwszego w Polsce Extremalnego Triathlonu nie był tutaj bez znaczenia. Tak, nie przesłyszałeś (przeczytałeś) się. Powtórzę – Extremalny Triathlon 🙂 Pływanie, jazda na rowerze z przeszkodami i 7 km biegania po błocie, bagnach górkach najeżonych przeszkodami różnej maści hehehe. Tego jeszcze nie było. Nasza Maluda była ambasadorką tego Tri o czym zapewne czytaliście na jej fanpageu. Ciut było zamieszania przed startem, jednak kto zna Miron’a mógł się tego spodziewać. Ten jegomość (prezes Wulkanów) jest personą nietuzinkową i wybierając najwymyślniejszy szablon, najmądrzejsze umysły nie dopasują do niego schematu działania, który powtórzył by się choć raz 🙂 dlatego bieg wulkanów, w tym przypadku również triathlon są tak nieprzewidywalne. W sumie już to jest powodem dla, którego warto wystartować. Wybacz zboczenie… z tematu 😉 X Tri okazał się b wymagający ale i szczęśliwy. Szczęśliwy dla MG jak i dla Maludy, która zajęła 3 miejsce wśród pań. WoW ta dziewczyna ciągle nas zaskakuje 🙂

13443039_10206700735379405_8042204112541888320_o

W sobotę wieczorem seria wydarzeń imprezowo-kulturalnych. M.in. nocne płukanie złota, które w tym roku nam umknęło 😉 Nie przegapiliśmy jednak imprezy, która odbywa się w oddalonej o 15km od Złotoryi w miejscowości Sędziszowa. Wianki bo o nich mowa to coś co każdy powinien zobaczyć. Disco pod urwiskiem, muzyka, taniec, śpiew, ognicho, piwo i rozbawiona lokalna społeczność wszystko to by uczcić dawną tradycję – jaką? ma to związek z prokreacją więc pewnie Was to zainteresuje 🙂 Czad. W tym miejscu pozdrawiam Przemka, który rozpoznał nas po bluzach i sprawił, że ten wieczór obfitował w sporo śmiechu 🙂

13646958_10208671671042691_718409499_o

Wracając do tematu przewodniego czyli Wulkanów. Paula zaszalała na Tri. Nadeszła pora abyśmy również pokazali, że potrafimy biegać w trudnych warunkach. Na starcie stanęliśmy mocną ekipą: Iza, Mała Czarna, Mega, Speedy, Tomkoza, Gruby, Mikołaj, i moja nieskromna osoba czyli Alpha. Każdy miał swój cel, a drużynowo mieliśmy chrapkę na podium. Teraz tylko przebiec i wygrać 😉 hehehe oby to było takie proste. Kto startował w Wulkanach wie o czym mówię, a kto nie, ten KONIECZNIE musi zaliczyć ten event choć raz (i pewnie jeszcze raz i jeszcze raz). Start po raz kolejny odbywał się z Rynku, a My z czerwonymi opaskami na nadgarstkach (oznaczenie 1 fali) staliśmy kipiąc energią, którą pozostawimy na trasie by doczłapać się do mety.

13494839_1010122935761678_376724124488238668_n

Jak zwykle w tym momencie oddaję głos samym zainteresowanym 🙂

Weekend, Złotoryja, woda, błoto, przeszkody – tak w skrócie można streścić to, z czym przyszło się zmierzyć drużynie MudGoats w kolejnej edycji Biegu Szlakiem Wygasłych Wulkanów.

Dla mnie był to pierwszy start w tej imprezie, więc do końca nie wiedziałem czego można się spodziewać. Dużo jednak dowiedziałem się od wszystkich Koziołków, którzy trasę na Wulkanach pokonywali już nie pierwszy raz.

Niedzielny poranek przywitał nas deszczem, co sprawiło, że trasa była jeszcze bardziej mokra, śliska i trudniejsza – jednym słowem – ciekawsza J.

Start na Rynku w Złotoryi. Ekipa rozgrzana, rozstawiona w odpowiedniej strefie startowej i jeszcze chwila i ruszamy. Spoglądam na rękę, na której powinna być kolorowa opaska odpowiadająca odpowiedniej strefie startowej – i …  no właśnie, powinna być. Musiałem w ferworze gdzieś ją zapodziać. Ale udało się przejść „weryfikację”, więc walczymy!

I to jest chyba najtrafniejsze określenie tego, z czym przyszło nam się zmierzyć na trasie. W moim przekonaniu była to walka, walka z przeszkodami, wzniesieniami (to w sumie mało powiedziane – prawie pionowymi ścianami!), wodą, wodospadami, błotem, mokradłami, kamieniami i piachem w butach, zmęczeniem i …. długo by jeszcze wymieniać – tego trzeba doświadczyć!

Trasa czasami mnie zaskakiwała, ale z każdym momentem dzięki temu bardziej mi się podobała! Ostatecznie bardzo wymęczony, ale za to bardzo usatysfakcjonowany, wbiegłem na metę. Uzyskując czas 1:25:27 uplasowałem się na 4 pozycji Open! Myślę, że jak na debiut, to nie najgorzej J, ale w przyszłym roku będzie lepiej!

13576895_1010123239094981_4356947903903964624_o

/Speedy

Bieg na który czekałem z niecierpliwością. Pewnie dla tego że rok temu dał mi nieźle w kość a po samym biegu skurcze nóg nie dawały mi chwili wytchnienia. W tym roku teoretycznie lepiej przygotowany i….. i czas lepszy o 22 minuty niż rok wcześniej, jednak nadal czas nie jest zbyt zadowalający Wiem że mógł bym zrobić to dużo szybciej, no ale to dopiero za rok. Tak tak, każdy ma taki bieg gdzie chce być co roku. U mnie jednym z nich jest właśnie w Złotoryi.
Może dlatego że na trasie jest cała masa podbiegów i to momentami takich po których wchodzi się na czworakach. A ja nie na widzę podbiegów. No i właśnie może w tym tkwi szkopuł??? Może dlatego tak mnie tam ciągnie, żeby się sprawdzić, żeby pokonać swoje słabości??? Chyba tak, chyba właśnie dlatego. W tym roku organizatorzy zaskoczyli nas ciutkę zmienioną trasą i nowymi atrakcjami a najfajnieszą z nich był wodospad pod który trzeba było się wdrapać po czymś przypominającym drabinę a silny nurt
wody bijący prosto w twarz znacznie utrudniał podejście (niestety mimo że wydawało mi się ze robią mi zdjęcie to go nie znalazłem). Tak więc za rok też tam pojadę i znów będę walczył ze swoimi słabościami, ale przede wszystkim będę świetnie się bawił w towarzystwie przyjaciół z Mud Goats.

13558995_584620095045021_3220650736301722823_o

/Mega

Po raz kolejny przekonałam się , że biegi przeszkodowe to moja ogromna pasja . Jestem w swoim żywiole , czuję, że żyję i że jestem we właściwym miejscu ….
No to do dzieła …. stoję w pierwszym rzędzie “rewelacja “, myślę , dobry początek…START !!!!staram się cisnąć lecz jestem przerażona jak momentalnie zostaję w tyle. Speedy, Gruby, Alpha…widzę jak się oddalają, aż znikają z pola widzenia No nic, zostaję zdana sama na siebie.
Chyba właśnie ta świadomość dodaje mi sił “OK, Mała,trzymaj tempo, za chwile role się odwrócą , wymiatacze opadną z sił, a TY najpóźniej na 7 km znajdziesz się w czołówce ”
Oszczędzam siły, biegnę na 70 % swoich możliwości , otuchy dodaje mi fakt, że zostawiam za sobą samego Alphe, Wodza Wymiatacza 😛
Duma mnie rozpiera tak mocno, że ładuję baterię na dalszą walkę.
Mijam kibiców “BRAWO, BRAWO dla Pani, tylko 7 kobiet przed panią “, myślę “za dużo, tak nie może być ” no i wtedy moim oczom ukazuje się moja ulubiona przeszkoda , czołganie pod drutem kolczasty. Bardzo zwinnie przechodzę na czworakach (tak, moje gabaryty pozwalają na to)dumna, zostawiam jedną rywalkę za sobą .
Kolejna pani próbuje walczyć ze mną na przeszkodzie “stalowy most” Okazuje się, że i tu jestem sprytniejsza i zwinniejsza. Uśmiech pod nosem do samej siebie i dalej do boju !!!
No i faktycznie, jeden po drugim, zdobywam pozycję 5-tej z kolei kobiety. I tak trzymam lokatę. Niestety bardzo grząskie błoto na finiszu staje się przeszkodą roku. Zapadam się po kolana, milion razy z rzędu błoto łapie mnie i trzyma stopy, reszta ciała chce biec , GLEBA!!! czarna maż wygrywa …chwilowo…wydostaję się, 2 kroki, GLEBA again, wyciągam rękę do kolesia który przebiega obok, nie słyszy (albo udaje że nie słyszy) oglądam się za siebie i widzę kobietę…znów czuję przypływ mocy, wstaję w jednej sekundzie i cisnę .
Niestety 200/300 m przed metą przegrywam walkę z godną rywalką po czym docieram do mety jako szósta kobieta !!! SUKCES ???? Plan był inny , niestety ambicje tym razem przerosły moje możliwości .
Ostatecznie jestem dumna z oficjalnego wyróżnienia, postanawiam poprawę i do zobaczenia na kolejnym HARD torze przeszkód

Nowe dla mnie doświadczenia ? błoto o zupełnie innej konsystencji niż dotychczas miałam do czynienia .
Tak, błoto nie jest błotu równe. Jest błoto cuchnące, błoto jedynie nieprzyjemnie pachnące, rzadkie, mniej rzadkie, prawie gęste, gęste, zbyt gęste, pojawiające się nagle, płytkie, głębokie, ciągnące się setkami metrów, czarne, brązowe, purpurowe… WIEDZIELIŚCIE ????

13567110_1010122175761754_6011311799903388710_n

/Mała Czarna

Pierwszy dlugo wyczekiwany start w tym sezonie w biegu z przeszkodami. Nastawiona bojowo, z lepszą formą i kondycją czekałam na start. Wiedząc już czego mogę się spodziewac, chciałam być lepsza niż w zeszłym roku. Udało się poprawić czas o ponad 50 minut.
Sam bieg technicznie trudny ze względu na dużą ilość bardzo stromych podbiegów, bieg w rzece po kamieniach i bieg zboczem góry. Do zobaczenia za rok!

13567341_1010122825761689_5311635471141253469_n

/Iza

Rok temu o tej porze wiedziałem już, że wystartuję w Wulkanach 2016. Dlaczego? Ta impreza ma swoisty klimat – start i pierwsze kilometry przez Złotoryję, strome podbiegi i niebezpieczne momenty na trasie. Jak do tego dodamy agroturystykę i regionalny festyn na wsi “Wianki” – otrzymujemy ciekawą propozycję weekendową dla nie-do-końca-normalnych-ludzi, bo przecież dla większości jesteśmy świrami. Czy to Mud Goats czy nasi znajomi z Power Training? Jechać 300km żeby potaplać się w błocie, zmęczyć i mocno poobijać?… A jak….a przecież w tym sezonie jeszcze Tough Mudder, Spartan Krynica…OCR wciągają, uważaj!

Dlaczego wulkany? Bo dają w kość. Bo jak sam Alpha stwierdził “są wymagające”. Bo biegniesz po mieście, w strumyku, w błocie i po niezłym nachyleniu stocza góry. Co zaskoczyło na plus? Przeszkoda – drabina w wodospadzie. Solidna dawka orzeźwienia, choć z soczewkami w oczach trzeba było wchodzić…po omacku 🙂

Polecam i wiem, że wystartuję w 2017. Zaciągając przy tym kilku znajomych. Chcę złamać 2 godziny…

13502653_1010121869095118_3215645988263936118_o

/Tomkoza

Dla mnie to już 3 raz kiedy staje w szranki z innymi na Wulkanach. Co roku jest ciekawiej. W tym byłem przekonany, że będzie podobnie do poprzedniej edycji jednak myliłem się. O jak, się myliłem 🙂 Trasa zawierała szlagiery typu mega strome podbiegi odbierające dech w piersi i błotne przeprawy, które znam już dobrze. Oczywiście nie mogło zabraknąć super cuchnącego bagna gdzieś w 3/4 biegu 😉 Na tym standardy się kończą… No może kilka przeszkód było podobnych do zeszłorocznych, a tak same nowości. Duuużo wody, wodospady, nowe odcinki trasy, tunel akustyczny, nowe ściany i pseudo drabiny z bali… Długo by wymieniać. To trzeba przeżyć. Trasa trudniejsza niż rok temu, ale i ciekawsza. Mimo że było ciężej czas miałem lepszy i bariera 2h została przełamana. Nie jest to bieg stworzony dla mnie (za mało przeszkód siłowych) sporo biegania. Na przeszkodach wyprzedzałem po 10-15 osób przeskakując trudne ściany bez wysiłku jednak na odcinkach biegowych pomiędzy wyraźnie słyszałem zbliżające się człapanie mokrych butów biegacza, który mnie doganiał. Kolejna przeszkoda i znów miałem przewagę by za jakiś czas usłyszeć człap, człap, człap 🙂 . Ale gdy pod koniec zacząłem wyprzedzać tych, z których stromizny bezpardonowo wyssały resztki energii pomyślałem “ehh gdyby ten bieg miał z 5 km i 20 przeszkód więcej, na pewno uplasowałbym się wyżej :)” Nie ma jednak co gdybać. Wulkany w tym roku zaskoczyły pozytywnie pewnie nie tylko mnie. Na mecie rozmawiałem z Mironem, zapewniał mnie, że ma jeszcze sporo pomysłow na uatrakcyjnienie biegu. Mirek, TRZYMAM CIĘ ZA SŁOWO!

13580438_584613168379047_5913674387162254505_o

/Alpha

Jak wspomniałem na początku 7 Bieg Szlakiem Wygasłych Wulkanów był szczęśliwy nie tylko z nazwy. Maluda 3 miejsce w Tri, Speedy 4 open, Mała 6 wśród pań, Mud Goats 2 miejsce drużynowo!!! Zajebiście.

tabela

Będziemy za rok by walczyć o laury, a w szczególności doskonale się bawić i #OSWS, bo to jest najpiękniejsze w OCR!

13512082_1010122105761761_7244598252199647292_n

Fotografie:

FotoFly
knocik.pl
24legnica.pl
e-legnickie.pl
Aleksandra Szulc
Iza Dąbrowska

4 Lip

NarKoza kontra Śnieżka 2:0

by Beton |Lip 4, 2016 |0 Comments | Blog | , , ,

FB_IMG_1467235735977

Jest rok 2015 – biegnę 17 km na Śnieżkę i z powrotem do centrum Karpacza.Znajomi kiwają z niedowierzaniem głową, a ja mimo olbrzymiego zmęczenia czuje niedosyt…. mija rok – planuje powrót na Śnieżkę.Tym razem dystans podwojony.
Niestety nie towarzyszyła mi żadna Koza (większość Mud Goats zmierzyła się z trasą biegu Szlakiem Wygasłych Wulkanów). Nie byłam jednak sama – przyjechały ze mną trzy przyjaciółki z ławy szkolnej. Dziękuje Wam, kochane jesteście!!!

20160625_152621
W ostatnim tygodniu przed zaśnięciem układałam strategię biegu, ale pomyślcie sami – czy można coś mądrego ułożyć w głowie biegnąc dwa razy na Śnieżkę?! Zadawano mi pytanie “a na Śnieżkę można wbiec? przecież tam jest kolejka, to po co wbiegać?” No właśnie po co?! Myślę, że na to pytanie mogą odpowiedzieć tylko Ci, którzy zmierzyli się z tą trasa. Prawda Beton?! 😉

FB_IMG_1467235681952
25 czerwiec godz 9 rozpoczęcie kolejnego wyzwania zaplanowanego na ten rok. 🙂 🙂 🙂 Łzy wzruszenia cisną się do oczu, zaczyna się odliczanie, Start !!!!!!!! Tłum zerwał się aby pokonać nasza Królewnę, mocne słońce i silny wiatr na szczycie dawały się we znaki. Ja tym razem biegnąc myślę o jednym – zmieścić się w limicie 3h 30minut. Tak się też stało!!! Pędząc co sił w nogach po kamieniach na Kopie pamiętam o wskazówkach Alphy: “wciągnij brzuch , ugnij kolana i leć!” Pomogło – pierwsze 17 km poprawione o 30 minut! Półmetek zaliczony, jeszcze pytanie organizatora jak się czuje i czy biegnę dalej… No pewnie! Przecież właśnie po to przyjechałam 🙂 Świeża dostawa wody do bukłaka, kęs arbuza i start, aby pokonać Śnieżkę po raz drugi.

20160625_110957 (1)
Nie było łatwo, ludzie musieli się chować przed ulewą, gradem i burzą. Ja cieszę się, że trasa prowadzi przez las, który chroni mnie od niespodzianek pogodowych. Jednak kamienie i strome przejście nad Łomniczką skłoniło mnie do refleksji. Myślałam, że się poddam, przeprowadziłam rozmowę z górą. Tak, tak powiedziałam jej, że będzie moja;) I zdobyłam po raz drugi!!!! Potem to już bułka z masłem Brzuch wciągnięty, kolana ugięte i leciałam w dół. Nie mogłam zawieść tych, którzy we mnie wierzyli i czekali na info z mety.
Zakończyłam bieg z uśmiechem i dumą na twarzy! Wiem że było sporo osób , które zostały pokonane przez słońce lub ból i nie ukończyły biegu. Ja jednak chce podziękować wszystkim ” Ultrasom”, którzy wspierali mnie w chwilach wątpliwości. Okazuje się, że największy kryzys miałam nie przez serce czy nogi, ale przez głowę. To moje myśli należało wyłączyć, żeby przebiec cały dystans.

20160625_172642
Królewno ja jeszcze do Ciebie wrócę 😉 do zobaczenia! NarKoza

20 Cze

Kozy w Puszczy, czyli Zielonka Challenge

by Beton |Cze 20, 2016 |4 Comments | Blog
Przed Wami trzy relacje: Narkozy, Speediego i Betona! Enjoy!

????????????????????????????????????

RELACJA NARKOZY:
Zielonka Challenge dla mnie to jak skok na bungee – czyste szaleństwo!!! Jednak nie byłabym sobą gdybym nie postawiła sobie kolejnej poprzeczki. Kusi mnie wszystko, co powoduje gęsią skórkę.
13411706_1005036999592736_3715238171761670388_o
Czekając na start słyszałam rozmowy ludzi (przepraszam za podsłuchiwanie), ale naprawdę miałam ciary na plecach słysząc, ile km biegają ludzie i ile przygotowują się do tego typu biegów. A ja ?! jeden no czasem dwa treningi biegowe w tygodniu i rzucam się na challenge. 🙂 Ale ja się rozpisuje, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że MIMO  PRZEGRANEJ  Z  LEPSZYMI WYGRAŁAM  ZE  SWOIMI  SŁABOŚCIAMI , nawet przez sekundę nie żałowałam startu. Po głowie krążyły same pozytywne myśli, dookoła mnie piękne widoki i wymagająca trasa.
13413554_1144480432239074_1200241441039940030_n
Pełna dumy i radości wbiegałam na metę w asyście Dominika (Speedy Kozy) Na mecie czekali tez na mnie Jacek i Natalka, specjalnie dla mnie była owacja – dziękuję, jesteście kochani!  <3
Już za tydzień kolejna wariacja w moim wykonaniu 🙂 🙂 🙂
/NarKoza
RELACJA SPEEDY’EGO:

Od początku zakładałem, a raczej musiałem założyć, że akurat w tej najkrótszej wersji biegu będę brał udział. Mimo, że były chęci na coś więcej, z racji braku dłuższych treningów w ostatnim czasie (patrz prawie 2 miesiące leczenia kontuzji), wybór padł na półmaraton.

 

DSC_9692

 

W sumie nie było to tradycyjne 21 km z haczykiem, bo nieprzypadkowo w każdej wersji biegu znalazł się tajemniczy “+”. W moim przypadku skończyło się na 24,85 km :P. Ale zacznijmy od początku.

Start biegu zaplanowany był, jak dla mnie, bardzo wcześnie, bo na godzinę 8, ale to przez “ultrasów”, oni mieli do pokonania ciut więcej kaemów. Mimo wielu przeszkód, którym organizatorzy musieli stawić czoła (ogromne chapeau bas dla nich), wszystko rano poszło jak z płatka.

 

13490692_1459419580751028_4702587948860493930_o

 

I ruszyliśmy, na początku tempo baaardzo spokojne, myślałem, że nawet za bardzo, ale szybko się przekonałem, że jednak nie :P. Praktycznie od startu biegłem z Pawłem (dzięki za bieg ramię w ramię przez cały dystans!). Między 3 a 4 kilometrem trochę pobłądziliśmy. Na szczęście mój kompan był odpowiednio wyposażony i posiadał przy sobie mapę. Szybko wróciliśmy na dobre tory, ale dzięki temu nadłożyliśmy dobre 0,5 km. Później się zaczęło. Od razu z grubej rury – wbieg na Dziewiczą Górę. Ale już na starcie Organizatorzy zapewniali, że to nie jedyna atrakcja na trasie, że później będzie ciekawiej. I muszę przyznać – mieli rację! “Kozia dolina” – chyba tak to wówczas określili. Dla oczu było to coś pięknego, jednak moje nogi uważały zupełnie co innego J. Obrazowo – góra, dół (tam było prawie pionowo!), góra, dół, ja pi***olę, znowu góra. MEGA wycisk! Po tym odcinku specjalnym czułem się jakby ktoś mnie zmieszał z błotem, którego nomem omen na trasie nie brakowało J. Na trasie nie brakowało również pięknych widoków, były lasy, górki, jeziora, a nawet zwierzęta, czyli wszystko co oferuje Puszcza Zielonka.

 

13412132_999325760163860_1253037831229886560_o

 

Te 21+ km minęły mi dość szybko, mimo, że na mecie zameldowałem się z czasem 1:49:09, znacznie wykraczającym poza moje “połówkowe czasy”. Ale przewyższenia, górki, doliny i ekstra kilometry nie pozwoliły przybiec wcześniej. Co tylko jeszcze bardziej spotęgowało moje pozytywne wrażenia z biegu, a ja biegłem tylko “półmaraton”.

 

DSC_9717

Trasa nie była łatwa, dzięki czemu jeszcze bardziej zapadnie mi w pamięci. Ale jak to powiedział sam organizator – Krzysztof: “Nikt, nie mówił, że będzie łatwo, w końcu to CHALLENGE!”.

Czas: 1:49:09

Miejsce: 2 OPEN

 

RELACJA BETONA:

Otworzyłem oczy. Przewróciłem się na drugi bok. Nagle moje nogi wyjechały do mnie z tekstem: “Betonik, trzeba wstać spuścić sobie porządny wpie.ol”. 

“Ok” – odpowiedziałem.

18 czerwca – sobota – dziś Zielonka Challenge… Impreza w Parku Krajobrazowym na dystansach 21+, 42+ oraz 75+. Decyzja o tym, który wariant wybrać była w tym wszystkim najprostszym fragmentem tego zadania…

 

13443240_1004737129622723_2370967078751960687_o

 

Same przygotowania do startu to prawdziwe wydarzenie. I nie chodzi mi tutaj o przygotowania treningowe, a te organizacyjne – piszę z poziomu biegacza. Czy na pewno wszystko zabrałeś? Plecak z bukłakiem (woda przecież będzie musiała się skończyć, a to nie asfalt, że Ci co 5km podają kubeczek “Masz, napij się”), elektrolity, coś do jedzenia, naładowany telefon i zegarek, buff, okulary, a przed biegiem Sudocrem (którego nakładam na siebie niemałe ilości ;-)),…. W głowie współżyją ze sobą strach i podniecenie – a każde z nich chce dominować… Myślisz nad jakąś strategią na bieg – ale niby jaką?! Potrafię ocenić swoje możliwości na dyszkę, połówkę, Królewski dystans, ale ULTRA?! “Co ma być, to będzie…”

 

13340098_999327310163705_6569144798049728844_o

 

Na start jadę razem z Olą i Dominikiem (dzięki jeszcze raz!) Tam, w Owińskach, czeka już Renia. Sprawny odbiór pakietów i unoszący się w powietrzu klimacik, którego ze świecą, a nie znajdziesz na tzw. masówkach! Odprawa przeprowadzona przez Krzyśka i można ruszać! Wszyscy razem, przez co “połówkowicze” musieli się trochę wcześniej zerwać w sobotni poranek… Początek trasy biegniemy wspólnie – następnie – na ok. 12 km – rozwidlenie tras – albo biegniesz 21+ albo 45+/75+.

Trasa – wymarzona wręcz! A co tam – nie śniłbym o takiej! Puszcza Zielonka to tak piękne tereny, że aż wstyd mi, iż nie odkryłem ich wcześniej! Górki, błotko, bieg przy linii brzegowej jeziora, po krzakach, z poobalanymi po piątkowych burzach drzewami – było tak wręcz mudgoatsowo! Dusza płakała ze szczęścia!

 

13416792_999325683497201_2403944512013905523_o

 

Na 7 km wyciągam słuchawki, by włączyć sobie muzyczkę. Ale poplątane! O masakra! Kto je tak zaplątał?! Aj, Betonie, Ty Alzheimerze! Już nie pamiętasz, jak pakując się na bieg celowo robiłeś kłębek z słuchawek? Po co? By mieć zajęcie na jakiś czas na trasie… Że brzmi nienormalnie?! Cóż, ciężko nawiązywać do normalności przy biegu na 75 km … 🙂

Propo muzyki, z którą lubię biegać – moja playlista była nieprzypadkowa. Piosenki wiązały się z różnymi wydarzeniami/chwilami w życiu. Kolejne zabezpieczenie na głowę – obudzą sie wspomnienia i będziesz myśleć… ale nie o tym, ile km zostało… Czy to “Janek” z wypadu na SCR do Olsztyna, czy “Sexualna Niebezpieczna” z potańcówki na działce czy też “Papierowy Księżyc” z rodzinnego karaoke…

 

13502543_1005037262926043_2174477957016197551_o

 

Kolejne rozwidlenie tras na 45+ oraz 75+ było dość specyficzne… O tym, który z dystansów pobiegniesz decydowałeś Ty, ale nie miesiąc przed startem w czasie zapisów. Decydowałeś na ok.33 km w trakcie biegu! Maratończycy powiedzą, że to odcinek, na którym pojawia się ściana. Mamy tu pierwszy poważny sprawdzian dla głowy! Czy widziałem tam ścianę?! Nie, ja pamiętam piękny las, malowniczą Zielonkę i zero wątpliwości co do tego, który wariant wybieram.

 

13433104_999327013497068_1497848946091208166_o

 

Po drodze przeliczałem kilometry na procenty. I to nie kwestia zboczenia zawodowego, a umyślne zajęcie czymś głowy! Nastawienie jest mega ważne! Wyobraź sobie, że masz przebiegnięte 15 km, a do główki pukają dwie myśli:

a) Przecież to jeszcze tak mało… Przed Tobą 60 kilasów! Masakra!

b) Ooooo jaaaa, to JUŻ 20%! Nice! Ciśniemy!

Którą wpuścić? Wiadomo 😉

Na całej trasie raz jednak myśl typu (a) weszła do głowy! Bez pukania, taka chamówa… Było to na ok.37 km… Półmetek. “To DOPIERO połowa! Przed Tobą jeszcze dystans prawie maratonu!” Poczułem, że nogi mi się ugięły – nie byłem jednak tak przerażony tym, co czeka moje kozie kopytka, jak tym, że ta myśl! myśl typu (a) perfidnie wdarła się do środka! “No wyjdź!” krzyknąłem! (wiecie, samemu w lesie to żadna siara rozmawiać ze sobą – tak mi się wydaję :-)) Zacząłem powtarzać: “Już, już, już połowa, nie-dopiero, już już…)

Przeszło dość szybko i resztę trasy – a i owszem – nie napiszę, że biegłem na “lajcie” – bo to nie prawda, ale optymistyczne nastawienie typu “b” pozostało… 🙂

 

13495604_1005037672926002_2493266106076979430_o

 

Zobaczyłem tabliczkę z napisem: “42km”. Moje nogi rzuciły tekstem: “To co Betonik?! Zaczynamy imprezę!”. “Zaczynamy” – odpowiedziałem bardzo cicho i nieśmiało… W nogach już czuć, aleeee… poboli i przestanie! 😉

54-ty km. Do końca jeszcze “połówka”. Myślami przenoszę się do akademika i studenckich czasów… “Michaś, co to jest taka połóweczka, no nic!”  Wyciągasz tą rękę z kieliszkiem i myślisz o tym, czy wytrwasz do końca… Myśli wracają do Puszczy Zielonka. Wyciągam rękę po batona energetycznego i myślę o tym, czy wytrwam do końca… Czy dam radę jeszcze jedną połóweczkę?! Pewnie! 🙂

Przy około 60-tym km słyszę śmiech. Dziwne, nikogo nie ma – jestem sam – ja i Puszcza, co jakiś czas ewentualnie sarna obok mnie. No tak… To moje nogi się śmieją… “Oj, Betonik… serio uwierzyłeś, że impreza się zaczyna na 42-im? To co powiesz na to?! 🙂 ” Śmieję się razem z nimi.

 

13433240_1005037902925979_1030829755959157668_o

 

Na mecie widzę Krzyśka! Głównego Organizatora imprezy, którego znam i strasznie cenię! Wbiega razem ze mną i gratuluje! Mi za to w tym momencie siedzi jedna myśl: “Dzięki, że tego nie odwołałeś!” Rozmawialiśmy dzień wcześniej. Pomagałem chwilę przy oznaczaniu trasy, co Krzysiek trafnie skomentował: “sam sobie zgotowałeś ten los! :-)” I w czasie naszej piątkowej rozmowy, kiedy słyszałem ile problemów pojawiło się na drodze organizacyjnej – i to kompletnie niezależnych od wpływu fundacji Sport Challenge! – serce się kroiło… I choć ktoś może doszukiwać się pewnych drobnych niedociągnięć – to w obliczu tego przed czym stali Organizatorzy – ogromny szacunek i ludzkie/kozie? “Dziękuję!” 🙂

Dzięki też Fotografom: Ewie Hermann i Tomkowi Szwajkowskiemu za super fotki z trasy!

 

13497573_1005037896259313_2843742510535321033_o

 

Czas poniżej 8 godzin, 11. miejscem open i 3. w kategorii wiekowej. Liczby cieszą, ale nie mają żadnych szans z tym co widziałem, co czułem, co przeżyłem – tak smakuje szczęście!

Tego dnia na Zielonka Challenge się jednak nie skończyło… Po powrocie do Poznania czekało na mnie jeszcze kilka eventów, takich jak:

“Wskrabać się na Trzecie Piętro Challenge”

czy “Wejść do Wanny Challenge” – a każdy wydawał się równie trudny jak Zielonka – przy czym nie oszukujmy się – nie byłem w tym momencie obiektywny 🙂

 

13411934_999325686830534_1779716100293295491_o

 

Jest wieczór. Leżę sobie w łóżeczku. Nogi wyjechały z tekstem: “Betonik, Ty chory po.ebie”

Odpowiedziałem głośno i śmiało: “Impreza dopiero się zaczyna…” 😉

(i nie, nie chodzi tu o zakwasy, ale o to co nas jeszcze czeka ;-))

Stay tunned!

/Beton

 Fotofrafia: Ewa Hermann, Tomasz Szwajkowski, Aleksandra Szulc
7 Cze

Przygotowania do górskich wyzwań NarKozy

by Beton |Cze 7, 2016 |0 Comments | Blog | , , ,

Szalony weekend ! Dlaczego ?! Opowiem za chwile ……

IMG_0524

W ubiegłym roku po trzydziestu latach pojechałam w góry. Niektórzy mogliby powiedzieć, że “co to za góry” ale jednak! Szklarska Poręba – urocze miejsce i najmniejsze jej zakątki również, ale ja spoglądałam w górę i głośno marząc wypowiedziałam słowa “chciałabym kiedyś przejść tymi szczytami”. Wtedy nie miałam pojęcia o imprezie, która odbywa się co roku w Szklarskiej Porębie  – Przejście dookoła Kotliny Jeleniogórskiej (137 km).

IMG_0576

Jednak warto marzyć i działać. Gdy tylko wpadła mi w ręce wiadomość o Przejściu w głowie zaświtała jedna myśl “wezmę udział”. Udało mi się namówić siostrzeńca, żeby mi towarzyszył. On zna góry, dużo częściej je odwiedza – będę czuła się z nim bezpieczna!  haha ale rymuję 😉 Jeśli takie wyzwanie – trzeba się przygotować i właśnie w minionym tygodniu wybraliśmy się na wyprawę szlakiem Przejścia. Oczywiście zrobiliśmy tylko (albo aż) pierwszy odcinek trasy, tj. Szklarska Poręba – Przełęcz Karkonowska – Śnieżka – Przełęcz Okraj i z powrotem. W sumie zrobiliśmy 73 km w 48h – wiem co nas czeka i gdzie musimy na siebie uważać!

IMG_0552

Pokonanie tego samego dnia odcinka Przełęcz Karkonowska -Śnieżka -Okraj-Śnieżka-Przełęcz (33km) bardzo pomoże mi również w kolejnym wyzwaniu, które już za trzy tygodnie – w przebiegnięciu dwa razy na Śnieżkę 🙂 Tak, wiem – trudne zadanie przede mną, ale mój motywator Koza Beton powiedział  mi kiedyś, że lubię przekraczać swoje granice i za  to właśnie  mnie ceni. 😉 Chodząc po górach wiele razy przypominały mi się jego słowa, m.in. “twoje mięśnie będą to pamiętać ” oj będą Michał, będą, czuje to 🙂 Tak więc minął weekend – czas zabrać się do pracy i pamiętać o treningach, które zbliżają mnie do realizacji marzeń 🙂

IMG_0477

NarKoza pozdrawia!

1 Cze

MaLu na Triathlon Sieraków 2016 1/4

by Beton |Cze 1, 2016 |0 Comments | Blog | , , , ,
Zacznę troszkę z innej strony, wiecie co to przetrenowanie bądź zmęczenie treningowe ? Zapewne dużo z Was wie, a jeśli nie – tym lepiej dla was  😛
Zatem przyznam się szczerze, że taka oto przypadłość dorwała właśnie mnie i właśnie teraz, kiedy sezon Tri startowy się zaczyna.
Spowodowane jest to chwytaniem kilku srok za ogon, i chęcią robienia kilka rzeczy nie powiązanych ze sobą w jednym sezonie, co za tym idzie bywały i trzy trening dziennie .
Tak, tak – mi tez się wydawało, że moje pokłady energii i moc treningowa się nigdy nie kończy ….. a tu psikus – stało się.
Opis tego zostawię sobie na osobny wpis,a zatem przejdźmy do sedna.
13329707_10206536932364432_1437656464_n
Od roku wiedziałam, że sezon startowy zaczynam Sierakowem, słynnym Sierakowem 🙂 Na samo słowo mam przed oczami ten cudowny słynny podbieg na trasie biegowej oraz podjazd na trasie rowerowej w miejscowości Góra. Zapisując się drugi raz doskonale wiedziałam co mnie czeka, no ale było to rok temu i zdążyłam ochłonąć 😛
Jakiś tydzień przed wyjazdem z racji mojego stanu, gdzie na myśl o dużej aktywności dostawałam dreszczy, naszły mnie myśli i to dość intensywne, by odpuścić….. zrezygnować …. nic na siłę …. (tak tak właśnie tak, też siebie nie poznaje) Odezwały się głosy tych co rozumieją, tych najbliższych … Paula serio…… Ty ? Ty odpuścisz ? Poddasz się tak po prostu ? I tak w kółko……
Aż dotarło….. wsiadłam w piątek do tego auta właśnie z nimi i jadę 😛 Jadę do Sierakowa 😛 Znów 😛
Wchodzimy na stadion TKKF czyli miejsce strefy zmian, biuro zawodów …. i …. META ! O tak kochana …… jutro będziesz moja, nie odpuszczę Ci  nie nie nie 😛
Ale w środku mojej osoby wiadomo co się działo ? ARMAGEDON :p
13335308_10206536932164427_336914261_n
No dobra czas start , odbieramy pakiety, naklejki , chipy i koszulki w tym roku są naprawdę super . Oklejamy rowery i wstawiamy je do strefy …. no właśnie rower eh.
Przed każdym startem daje rower na szybki serwis, który znajduje się przy strefie i zazwyczaj jest to shimano …. no ale tym razem nawet tam mi się nie chciało iść, machnęłam ręką mówiąc pod nosem, że będzie ok. 😛
No dobra rower odstawiony do stajni, spakowane rzeczy do strefy zmian, czas spać ….. oj noc była nerwowa praktycznie przespana na pół. Przeszkadzał mi deszcz, szum myśli …. chyba wszystko mi przeszkadzało . Booom 6 pobudka wstajemy …… hmmm mam niby lekki stres, ale tez jednoczenie dziwny spokój , wiem brzmi to dziwnie ale inaczej nie umiem tego opisać 😛 Normalnie przed każdym startem jestem jak bomba atomowa,  stres i parkinson w jednym.
13342419_10206536932204428_1861672523_n
Owsianka z turbo mocą zjedzona, kawa wypita – czas ruszać . Zostawiamy resztę rzeczy, sprawdzam opony chyba ok…….  i idę na plażę bo tam falami startujemy .
W tym roku strefy startu są mieszane podzielone tylko na kat wiekowe. Nooooooo  streeeesik …..  zawodnicy PRO wystartowali … zaraz po nich moja strefa czerwone czepki 😛
No to Go….. lecimy … zazwyczaj miałam mały problem z wodą a to mała panika, to ktoś mnie uderzył (dziwne heh) albo zwyczajnie nie szło…. a dziś ? A dziś jak ryba w wodzie długie napłyniecie idealny równy oddech super nawigacja na bojkę. Sama do siebie się wewnętrznie uśmiechałam …. no Paula jest dobrze 🙂 przy drugiej bojce już moje myśli sięgały podbiegu do strefy i już wtedy wmawiałam sobie ,że to pikuś to tyko mała górka haha taaaaa….. ale właśnie tak było! Górkę wciągnęłam nosem 😛
13318755_10206536932244429_1099741967_n
Teraz zaczyna się zabawa  ROWER tak tak ta cześć tri której nie znoszę, ale znów rozmawiam sama ze sobą … walcz walcz walcz ….. wskakuje na Focusa i lecę.
I tak lecę i lecę całe 3 km … chyba… pierwszy podjazd a tu przerzutki przeskakują same, spada łańcuch, nieeee tylko się nie psuj się teraz błagam LITOŚCI !
Łańcuch założyłam a przerzutki nadal swoim życiem ….. trudno dojade choćbym miała zdechnąć – przeciez to tylko kolejne 42km podjazdów i zjazdów 😛
(tak miałam te myśli ….. pier*** schodze) Przecież jestem twarda i dam rade …..  kryzysów na trasie rowerowej miałam chyba tyle ile km SERIO tak nie znoszę jezdzic 😛
Pech mnie nie opuścił az do końca bo gdzieś na 30 km chcąc nie chcąc zrobił się tłok a raczej mały peleton, doskonale wiemy, że to kategorycznie zabronione!
Mogłam myśleć mogłam zwolnić, odsunąć się mogłam wszystko ale nie zrobiłam nic by uniknąć kary tzw żółtej kartki ;/ ….. SERIO ? to kara czasowa 6 min .
Znów moja głowa wariuje ….. Paula Paula …. nic Cię nie zatrzyma dajesz!!!  45 km o DZIEN DOBRY  strefo zmian jak miło Cie widzieć…!
13349222_10206536932484435_1375519879_n(1)
Buciki do biegania i lecę …. biegło się dobrze nawet w miarę szybko aczkolwiek bywały momenty kiedy się zastanawiałam czy ja w ogóle oddycham 😛
Na biegu myslałam wiadomo o czym …. o pokonaniu jakże cudownego podbiegu i to dwa razy ….. udało się bo stały tam koleżanki, które nawet na sekundę nie pozwoliły odpuścić za co im serdecznie dziękuję !
13330366_10206536933964472_159501962_n
Generalnie czułam się w miare dobrze podczas całego startu ale wydawało mi się, że robie go zachowawczo i , że logiczne będzie mieć gorszy czas niż rok temu .
Wpadam na stadion ….. ostatnie metry na bieżni stadionu kibice dodają mi mocy a ja odpalam 6 bieg …. nawet nie wiedziałam, że mam jeszcze tyle siły 😛
13330346_10206536932084425_1827559621_n
Jeśc pić…. pić … jeść …. kurde mimo kryzysu fizycznego  ukończyłam mój 12 triathlon…….!!! i własnym oczom nie wierzę ! ŻYCIÓWKA ! Poprawiłam swój czas na tej trasie o 7 min !!!! Co by było gdybym była przygotowana ? Można? Można….  Ja Mogłam dzieki tym którzy mnie tam prawie siłą zaciągnęli .
13330252_10206536932324431_1893760264_n
Niestety dzień wcześniej nie dotrwałam do końca odprawy technicznej za co zapłaciłam dyskwalifikacją :/ Żólta kartka, która otrzymałam na trasie to kara czasowa do odbycia w strefie zmian a ja myślałam, że kara doliczona do czasu głównego :/ No nic mówi się trudno za błedy się płaci ! Mimo kilku przeciwności jestem z siebie dumna i zadowolona ….. jestem szczesliwa, że mam taka pasje i ludzi którzy mnie wspierają! AMEN
/MaLu Tri
29 Maj

Above Us only Sky..

by Beton |Maj 29, 2016 |2 Comments | Blog

…a przed nami ‘only Sky Tower’. Przy czym słowo ‘only’ to spore nadużycie. 1142 stopnie, 49 pięter skutecznie i bezpardonowo przepaliło uda i (tak to nie błąd w druku/tłumaczeniu) bicepsy. I to nie jest tak, że zabawiłem się w cyrkowca i wchodziłem na rękach, bo na rękach to ja co najwyżej mogę na chwile stanąć, i to przy ścianie. Ale ja nie o tym miałem, więc po kolei.

13275580_10207160511227365_2145167863_o

Jadąc do Wrocławia, w zasadzie nie wiedziałem czego się spodziewać, suche fakty były mi znane, liczba stopni, liczba pięter, z ciekawości sprawdziłem też wyniki z zeszłych lat, ale i tak za bardzo nie mogłem sobie wyobrazić jak będę się trzymał i wyglądał na 20tym 30tym czy 40tym piętrze. W zimie nawet próbowałem się nieco przygotować i raz w tygodniu wychodziłem na klatkę swojego 7 piętrowego bloku i latałem do góry, ścigając się z windą. Sąsiedzi, których spotykałem, patrzyli jak na jakiegoś czubka, ale powstrzymywali się z komentarzami. Niestety w kwietniu przypałętała się kontuzja, później jakieś przeziębienie i wyprawa do Wrocławia stanęła pod znakiem zapytania. Do normalnego biegania wróciłem jakoś w drugim tygodniu maja. SkyTowerRun coraz bliżej, a treningów było jak na lekarstwo, mimo to postanowiłem jechać w ramach ciekawostki i zbierania doświadczeń bo jestem przekonany, że moja przygoda z towerruningiem dopiero się rozkręci. Jakoś to całe latanie po schodach mnie urzekło 🙂

13287868_10207160504507197_857014048_o

Dzień startu, pobudka o 05:15, wciągnąlem dwa banany, nalałem kawę w termos, zrobiłem kanapki na drogę, wrzuciłem do plecaka jescze dodatkowe dwa banany i o 06:05 byłem już w trasie, dzięki uprzejmości pewnego jegomościa ze znanego portalu internetowego, oferującego wspólne przejazdy. Przed 09:00 zameldowaliśmy się we Wrocławiu. Już z daleka było widać falliczny kształt Sky Tower górującego nad stolicą dolnego Śląska.

13282502_10207160507627275_805952735_o

Im dalej w las tym więcej drzew powiadają mądrzy ludzie, a im bliżej wieżowca tym wyższy się wydaje. Stojąc pod samym budynkiem, patrząc w górę ciśnie się na usta polskie ‘o k#rwa’ wyrażające zachwyt i zdziwienie jednocześnie. Wlazłem do środka, odebrałem pakiet startowy (swoją drogą całkiem niezły, przyzwoita koszulka, mały ręcznik, jakaś woda, żel, a to wszystko w zgrabnym worku) i poszedłem się przebierać. W szatni szybki ‘small talk’ z zawodnikami startującymi drugi bądź trzeci raz, kilka łyków wody, banan i do depozytu. Po oddaniu ciuchów czas na rozgrzewkę, jakieś rozciąganko, bieganko, machanko nogami etc zakończone kilkunastoma minutami na rowerku treningowym. Pierwsza fala, ta w której startowałem, ruszała o godzinie 10:00, zawodników puszczano pojedynczo co 20s. Ruszałem coś koło 10:17. No i się zaczęło.

13295107_10207161585854230_1255839038_n

Najpierw kilkadziesiąt metrów biegu po płaskim, który nie liczy się do czasu biegu i dobiegamy do maty elektronicznej rozpoczynającej mierzenie czasu, która znajduje się tuż przed schodami prowadzącymi na punkt widokowy znajdujący się na 49tym piętrze Sky Tower. Pierwsze 3-4 piętra staram się nie spinać i znaleźć właściwy rytm. Udaje mi się wbiegać (to jest bardzo istotne słowo, bo w miarę upływu pięter bieganie przechodziło w mocny marsz, marsz a na końcu walkę o życie, jeszcze z 10 pięter i bym wchodził na czterech) z zadowalającą prędkością gdzieś w okolice 15-16 piętra. Niemiłosiernie zaschło mi w gębie, ale na 18tym czekał ratunek w postaci punktu nawadniającego. I tutaj muszę podziękować organizatorom, którzy poinformowali przed biegiem, że wodę można będzie chłeptać na 18, 23, 28 i 33 piętrze, więc od 18tego zacząłem odliczanie do pięciu, co pomagało jakoś przełamać tę monotonie klatki schodowej.

13271912_10207160509907332_1505319367_o

I tak jak wspominałem już gdzieś wcześniej, zaczął się dla mnie etap marszu, na początek szybkiego, stopniowo przechodzącego do coraz wolniejszego. Na całej długości trasy (klatki schodowej) były poręcze z obu stron, które pomagały we wspinaniu się na coraz to wyższe piętro. Przed biegiem założyłem gumowane rękawiczki i była to trafiona decyzja. Minimalizowały tarcie między dłonią a poręczą i pozwalały bicepsom (zagadka z początku tekstu wyjaśniona) lepiej wspomagać zmęczone nogi. Po minięciu ostatniego punktu nawadniającego na 33 piętrze, przyszła chwila na lekki kryzys i niewiele brakowało a wcześniej wciągnięte banany odzyskałyby wolność. Udało mi się jakoś opanować i od 40 piętra było już jakoś lżej, chyba świadomość zbliżającej się z każdym krokiem mety sprawiała, że te ostatnie piętra pokonywało się z uśmiechem na ustach (no dobra, tu poniosła mnie fantazja, nie było uśmiechu, ale może chociaż morda nie była tak wykrzywiona jak na wcześniejszych piętrach 🙂 ). 49 piętro, kilka metrów po płaskim (dziwne uczucie po tylu schodach) i upragniona meta. Na mecie medal, izo, woda i przepiękny widok na Wrocław. ‘A nad nami tylko niebo’.

13296067_10207160511347368_1693291306_n

Warto było się tak męczyć, satysfakcja połączona z panoramą miasta wynagradzała w pełni wcześniejszy wysiłek. Czas 09:20, środek stawki, czyli przeciętnie, ale jak na debiut to chyba w miarę. Zebrane doświadczenie na pewno przyda się za rok, bo w przyszłym roku Sky Tower Run będzie jednym z ważniejszych punktów w moim kalendarzu biegowym.

/Turbo

27 Kwi

II edycja Mud Max – ponowne zaskoczenie!

by admin |Kwi 27, 2016 |0 Comments | Blog

Po emocjach i iście arktycznych warunkach, jakie panowały w Gniewinie na debiucie Mud Maxa (MM) nie spodziewaliśmy się jakichś fajerwerków na kolejnej edycji. Cóż, czym więcej biegów OCR zaliczamy tym trudniej nas zaskoczyć 🙂

23.04.2016 zaplanowaliśmy sobie jednodniowy wypad do Warszawy, gdzie na Farmie Makedońskich organizatorzy Mud Max serwowali kolejną porcję emocji. Wyjazd 5 rano (350 km nie zrobi się w godzinę, nawet najznamienitszym kozomobilem 🙂 ) i po 270 minutach byliśmy na miejscu. MM przyzwyczaił już nas do dobrej organizacji, więc nie było problemu z dojazdem. Parking – potem biuro zawodów, numer wypisany flamastrem na twarzy i można się przebierać. To co jest w tym biegu najfajniejsze to ekipa, która go organizuje. Ledwo przyjechaliśmy, a tu czeka na nas Ola witając szerokim uśmiechem, przybijane piony i zapytania o podróż od Sławka i Witka. Czuliśmy się jakbyśmy dotarli na piknik rodzinny, a nie na bieg z przeszkodami 🙂 Nakręcony konferansjer witał każdego w rytmach niezłej muzy zapodawanej przez Dj’a, który swoją bazę miał w piknikowym grzybku 🙂 Z racji pięknej pogody przebieraliśmy się na parkingu, gdzie 3 metry dalej rozłożyła się zaprzyjaźniona ekipa Big Yellow Foot Advanture Team (BYF).

Przebrani ruszyliśmy na start.

13063323_1014829648564475_6826123388762551068_o

Alpha jak zwykle robił show wyzywając konkurentów i zapowiadając miejsce na podium – hehe… jasnowidz normalnie.

Tu należy jeszcze raz wrócić do organizacji. Super fajną sprawą jest prezentacja drużyn, które startują w biegu. Mówcie co chcecie, ale to uczestnicy są najważniejsi i MM o tym doskonale wie.  Także było o BYF, Husarii, Finisz Morąg, Esce (Radio Eska), było o celebrytach i oczywiście o najbardziej zuchwałej i niepowtarzalnej ekipie na świecie czyli o Mud Goats 😛

Potem już tylko rozgrzewka, odliczanie i jazda na MAXA 🙂

Więcej na ten temat powiedzą Ci, którzy mieli przyjemność zmierzyć się z trasą biegu i zasmakować wątpliwych przyjemności, jakie na niej rozlokowano 🙂

 

13087888_1015924345121672_2032999707404501286_n

Koledzy byli w Gniewinie i przywieźli masę wrażeń, trochę obtarc i siniakow. Dlaczego nie spróbować w warszawskiej edycji? Uwielbiam ten nasz kozi team spirit więc “ahoj przygodo” jak to mawiają…
Plusy dla organizatorów za wybór lokalizacji. Zaskoczyła nas pozytywne – woda, górki, lasy, rowy…przed biegiem zapytaliśmy nasza znajoma ogniostowlosa koleżankę z MM “w którym momencie będzie woda?” Usłyszelismy “woda będzie przed, w trakcie i po”. W sumie nie kłamała… Ogólnie bieg oceniam bardzo dobrze, będę polecał!! 7 km minęło szybko. Zdecydowanie podobały mi się przeszkody naturalne typu poprowadzenie trasy rowem melioracyjnym czy przejście przez wodę. Przeszkody sztuczne trzymają poziom był to rodzaj ewolucji przeszkód z innych biegów OCR. Na uwagę zasługują jednak klatka (zaraz po przeprawie), długa lina – ścianka wspinaczkowa i porodowka w wersji bardziej hardcorowej niż podczas Rmg.
Miła niespodzianka na mecie były także godne prysznice z ciepłą wodą 😉
Podsumowując: Mud Max daje rade, będziemy polecać!!

/TOMkoZA

 

13086827_1015175258529914_1804667199644239935_o

Mud Max Wawa to nie moj pierwszy bieg z przeszkodami wiec mniej wiecej wiedziałam czego sie spodziewać .
W ten dzien ewidentne czułam spadek formy ale nie oznacza to ze mam zrezygnować .
Jak to mówią spięłam tyłek i lecę.
Aha! … Juz po pierwszych kilometrach i przeszkodach wiedziałam, ze bedzie to walka o przetrwanie . Nie myliłam sie …. Każda kolejna przeszkoda wydawała mi sie góra nie do przejścia . Walczyłam ze swoja psychika i ciałem, nogi swoim torem głowa swoim zero współpracy . Do Mety dotarłam …. ?? Niee ! Raczej sie doczołgalam resztkami sił ! Ten bieg dosłownie zmieszał mnie z błotem fizycznie i psychicznie . Uważam jednak ze był naprawde godny polecenia i warto spróbować swoich sił 😉 nie pytajcie tylko jak wyglada moje ciało po tym stracie 😉

/Maluda

 

13047699_1014829435231163_8360125784444980623_o

Mud Max w Warszawie, a właściwie to w Zawiesiuchach (z tą nazwą chyba każdy miał problemy) był moim pierwszym startem w tym roku. I to udanym. Wstanie po 4 rano było niezłym wyzwaniem ale skoro chciałem przeżyć coś ciekawego trzeba było trochę się przemęczyć. Droga minęła nam bez problemów i w końcu dotarliśmy na miejsce. Odebranie pakietu poszło szybko i sprawnie, potem ubrać tylko strój i od razu człowiek czuje się lepiej z kozą na piersi. Teraz pozostało tylko odliczanie do startu. I ruszyliśmy, trochę dymu, płotki, rów i róże a potem przebiec przez jezioro i dalej przed siebie. Trasa biegu ciekawa, po drodze było trochę przeszkód wodnych. Oczywiście nasze ulubione błoto i kilka ścianek, drabinek, lin itp. Oczywiście trzeba również było wyprowadzić psa na spacer ? Muszę przyznać, że miałem na trasie lekkie załamanie p.t. “Co ja tu robię??” Ale odpowiedź przyszła szybko przecież uwielbiam takie wyzwania i chcę ich więcej. Więc pobiegłem dalej ? Podsumowując moim zdaniem bieg bardzo fajny, pozwolił mi na ujawnienie zarówno swoich braków jak i pokazanie silnych stron. Było warto pojechać na Mud Maxa i tak udanie rozpocząć nowy sezon ?

/Calm

 

13087284_1017507758296664_2920371212996899005_o

Plan wykonany! Przebrnęłam cała, sprawnie i szybko na tyle aby ponownie zebrać laury . Wygląda na to, że zostałam stworzona do ciężkiej harówki w terenie, a to uświadomił mi kolejny Mud Max. Gratuluję organizatorom pomysłowości, trasa bardzo urozmaicona , przeszkody niejednokrotnie budzące lęk/przerażenie/panikę…jednak ja , osobiście proszę o WIĘCEJ !!! Czuję niedosyt Pogoda dopisała, co czyniło bieg łatwiejszym (dla mnie) od pierwszej edycji , może dlatego jestem lekko rozczarowana…  oczekiwałam czegoś więcej tak naprawdę.
Jak mi się udało ??? poddałam się swojej naturze, dać z siebie MAX + cool down ale tylko na moment. Krótkie dystanse pomiędzy przeszkodami w trakcie których dawałam z siebie 99 % jednocześnie szukając siły w sobie aby sprostać temu co z a chwilę mnie czekało. Natomiast pokonując daną przeszkodę, łapałam oddech przed kolejnym “prawie sprintem ” …  Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny Mud Max, oby był jeszcze bardziej HARD, trzymam kciuki aby wyobraźnia organizatorów tym razem osiągnęła granic.

/Mała Czarna

 

13071831_1014780495236057_7019515612218642122_o

Myślałem, że nic nowego nie będzie. Ciekawe co wymyślą, zastanawiałem się – tym bardziej, że trasa miała być płaska. Pewnie narobią przeszkodami… I tu zaskoczenie. Przyznam, że po tak malowniczej lokalizacji jeszcze nie biegałem. Rowy, rzeczki, las, przeszkody naturalne, sztuczne standardy MM, ciekawa przeszkoda mentalna (przypomniały mi się testy psychologiczne ze szkoły, więc rozkminiłem ja w moment 😉 ) ,  błoto… duuużo błota, i porodówka. Ja pierd*le, normalnie miałem wrażenie, że rodzę się na nowo. Wybrałem najtrudniejsze miejsce do pokonania jej i  tym samym zajęło mi to z 5 min (na filmie widać, że dostałem w kość). Generalnie nie było jakoś specjalnie trudno – raczej przyzwoite upodlenie, co w połączeniu z atmosferą, fantastyczną trasą i przeszkodami plasuje MM bardzo wysoko w rankingu biegów poniżej 10km. Na pewno wystartuje ponownie.

/Alpha

Alpha zapowiadał przed biegiem “będzie pudło jak nic!” No i było 🙂 Drużynowo 2 miejsce, natomiast Mała Czarna po raz kolejny wybiegała brązowy medal – Brawo My 🙂

13048043_1015320388515401_4230877927527152161_o (2)

Poczuj klimat Mud Max – łap popcorn i oglądaj 🙂

 

 

Fotografie: Darek Nowak oraz Michał Lasota

 

25 Kwi

Olęderski Festiwal Biegowy

by Beton |Kwi 25, 2016 |0 Comments | Blog

Kolejny start w tym sezonie, zapisany do kalendarza z dużym wyprzedzeniem. Po raz trzeci miałem okazję uczestniczyć w Olęderskim Festiwalu Biegowym. Co roku biegi odbywają się w innej miejscowości, w tym roku biegi na dystansach 10 km, półmaratonu i maratonu oraz marsz Nordic Walking odbywał się w niewielkiej mieścinie Grudna (powiat nowotomyski).

Od razu wiedziałem, że będę pokonywał mój ulubiony dystans “dwudziestu jeden kaemów”, a jak się później okazało, wyszło ciut więcej :-).

IMG_2060

Pogoda w dniu biegu dopisywała, niestety moje zdrowie nie bardzo. Do tego tydzień wcześniej biegaliśmy Poznańską Połówkę (o czym możecie poczytać tutaj).

Trasa biegu przebiegała przez okoliczne tereny leśne, w 99% po ścieżkach gruntowych, prezentując jednocześnie biegaczom piękne lasy i uroki polskich wsi :-).

Start wszystkich biegów (z wyjątkiem maratonu – on ruszał godzinę wcześniej) zaplanowany był na godzinę 10:00 i punktualnie padło hasło: START!

I ruszyliśmy. Wydawać by się mogło, że teraz już tylko z górki, ale… No właśnie, po kilkuset metrach nagłe zwątpienie, czy aby na pewno biegniemy dobrą trasą. Chyba tak, przecież za nami biegną pozostali. Pokonujemy kolejne kilkaset metrów i nagle … BUM! Żadnych oznaczeń, żadnych wskazówek – koniec trasy! To jednak nie była właściwa droga. Konsternacja, zmieszanie, zwątpienie, zrezygnowanie niektórych. Wszystkie te uczucia i dużo innych niecenzuralnych słów gościło na ustach uczestników :-). Nie ma to jak przebiec prawie kilometr niewłaściwą trasą. Szybki zwrot i różne propozycje biegaczy odnośnie ponownego startu itd. itp. Jednak w drodze “powrotnej” okazało się, że tył stawki pobiegł właściwie i wszyscy biegli dalej. Nie ma to jak “stracić na starcie” prawie 2 kilometry – dobre 8 minut! Mówi się trudno i biegnie się dalej.

Na szczęście, moja Żona, która pierwszy raz brała udział w marszu Nordic Walking na 10 km, poszła dobrą trasą. Ale to był dopiero początek. Byłoby zbyt pięknie, bo gdzieś w połowie trasy razem z czołówką marszu, również nadłożyła nadprogramowe 2 km. Taki dodatek na takim dystansie był nie do odrobienia. Ja z kolei miałem trochę więcej czasu, a raczej kilometrów, żeby znów znaleźć się “w czołówce”. I zacząłem gonić wyprzedzając kolejnych biegaczy. Na początku było dość gęsto, ale z każdym kolejnym kilometrem towarzystwo się rozrzedzało. Kolejne kilometry mijały, a ja ciągle nie widziałem znajomych twarzy.  W końcu w okolicach 12 km trasy właściwej (ja miałem w nogach jeszcze 2 km ekstra) zobaczyłem znajomego, z którym byliśmy z przodu “tych błądzących” :-). Po pokonaniu kolejnych kilku kilometrów wyprzedziłem chłopaka, któremu chciałbym bardzo podziękować, bo krzyknął krótkie: “Jesteś ósmy!”. To w końcu jakoś pozwoliło mi się odnaleźć. Wiedziałem, że do mety jeszcze trochę i że nie mogę odpuszczać.

Zdj2

Do mety udało mi się wyprzedzić jeszcze kilka osób i ostatecznie, po przebiegnięciu najdłuższego w moim życiu dystansu biegu półmaratońskiego (ostatecznie wyszło mi jakieś 22,8 km), dotarłem do mety.

Mimo wydłużonej trasy, okazało się, że cała pierwsza trójka nadrabiała, więc suma summarum wyszło fair :-). Peace!

?

Czas 1:29:35, miejsce OPEN 3., miejsce M18 – 2

/Speedy

20 Kwi

“I znowu Ci wariaci przyblokowali miasto…” – 9.PKO Poznań Półmaraton z koziej perspektywy

by Beton |Kwi 20, 2016 |2 Comments | Blog | , , ,

“I znowu Ci wariaci przyblokowali miasto…” Jak “wariaci” – to nie mogło zabraknąć ich – MUD GOATS w wyjątkowo licznym składzie stawili się na rodzimym półmaratonie. Jak wyglądał 9.PKO Poznań Półmaraton z tej koziej perspektywy?

13010156_10206270153975139_836183551_o

RELACJA SPEEDY’EGO:

Start w Poznańskiej Połówce to jeden z punktów biegowych, których nie mogłem odpuścić w tym sezonie. Przed startem nie nastawiałem się specjalnie na bicie rekordów – mimo rekordowej frekwencji (ogólnej, ale także samej ekipy MG 🙂 ).

Po solidnej rozgrzewce, jak na MudGoats przystało, udaliśmy się w kierunku startu. Niestety niespodziewanie zgubiłem wszystkich, przebijając się przez kolejne wejścia i wyjścia na targach między tłumami ludzi zmierzających w tym samym kierunku. No i w ten sposób na starcie stanąłem samotnie, no może nie dosłownie, bo dookoła było ponad 11 tysięcy innych osób, ale jednak zabrakło gdzieś w pobliżu Koziej duszyczki 🙂

DSC09690

I ruszyliśmy. Mokry byłem praktycznie od początku, a nie trwało długo zanim miałem mokro również w butach. Trasa całkiem sprzyjająca. Warunki pogodowe, mimo deszczowej aury, również. Kibice na trasie, jak zwykle, dopisali. Dzięki temu wszystkiemu udało się pobić życiówkę i urwać prawie pół minuty od zeszłorocznego rezultatu 🙂 .

Ale najprzyjemniej było już na mecie, kiedy to po masażu, gorącym prysznicu, w spokoju, razem ze Wszystkimi, mogliśmy wypić sobie piwko, może dwa, góra cztery. No, i jeszcze jedno, na deser 🙂 Dzięki Kózki!!!

Czas: 1:19:21

Msc M_Open: 60

Msc M18: 33

/Speedy

RELACJA NARKOZY:

Kilka miesięcy temu, a dokładniej w listopadzie spotkaliśmy się z Mud Goats na pizzy i zapytano mnie “Renia, a Ty biegniesz polmaraton?” Co?! Ja polmaraton?! To jakiś żart, ja przecież nie dam rady !

942893_1108422302511554_2899981109625980864_n
To byl plomyk tego ogniska, w styczniu Beton przesłał rozpiskę treningów biegowych. Skoro rozpisal to znaczy, że we mnie wierzy – czytaj dalej – tzn. dam rade ? Systematyczne wybiegania kontrolowane i komentowane dodawaly mi pozytywnej energii  Byly momenty, że przeklinałam fakt, że dalam się namówić, ale przez wytrwałość do celu. Oprócz ludzi z którymi trenuje, powera dodawal mąż , wtedy kiedy chciałam wykpić się od treningu on mnie upominal i motywowal. Dostalam w prezencie zegarek i słuchawki, aby lepiej sie biegało ? Nadszedł ten dzien – 17.04.2016 – stres olbrzymi, tętno przed startem 130 u/min. Wątpliwości, ale Beton nie byłby sobą i powiedzial mi “ciezkie treningi były po to, by start byl lekki” Fakt – bieglo mi sie dobrze, w pierwszych km towarzyszyl mi Mega  ? Biegnac przypominalam sobie jeszcze jedno zdanie Michala: Twoje nogi pamiętają kilometry, które wybiegalaś! dasz rade ❤ No i dałam – z czasem, który mnie satysfakcjonuje. Po raz kolejny ukończony bieg, spełnione kolejne marzenie i niesamowita radość!

/Narkoza

RELACJA MEGAKOZY:

Stało się, kiedyś wzbraniałem się i mówiłem, że nie będę startował w półmaratonach, bo mnie to nie kręci. No ale ….. mówią, że człowiek zmiennym jest i tak to właśnie 20 tygodni temu podjąłem przygotowania do półmaratonu. Szczerze – widząc plan do przygotowań w którym były 16-20 km wybiegania, podbiegi czy rytmy na 100 czy 200 metrów to sam sobie mówiłem – co ja robię, czy ja w ogóle dam radę??? Jasne że dam, bo nie ma rzeczy niemożliwych. Po prostu jak czegoś chcesz czy pragniesz to dąż do tego za wszelką cenę.
Mnie się udało. Może i nie mam w wyniku jedynki z przodu, choć na 15 km stwierdziłem że będę atakował wynik by złamać dwie godziny, to jednak kontuzja którą doznałem dwa dni wcześniej skutecznie mi to uniemożliwiała. Twardo zagryzałem zęby i parłem do przodu. Tym bardziej, że przed biegiem motywowała mnie żona i dzieci, wierzyli we mnie i wiedziałem, że gdzieś tam na trasie ze wsparciem mojego taty będą mnie dopingować i tak było. A jakiego to kopa daje to tylko wiedzą ci, którzy biegli w takim biegu i których dopingowali najbliżsi. Wiarę we mnie miał też mój klubowy motywator Tomasz, który powtarzał “wierzę w ciebie dasz radę” itd. Dzięki Tomek.

12998317_1793061284258733_7095163050822630_o

Trasa biegu choć na papierze wyglądała na ciężką dla psychiki ze względu na długie nie kończące się proste, wydaje mi się, że była lepsza niż w pozostałych latach. Podbieg na Hetmańskiej pokonałem niczym koza górska. W końcu jestem Koza – MEGA Koza, a na treningach podbiegowych dawałem z siebie 110% więc tutaj nie było żadnych problemów. Na ostatnich 3 km nie czułem już nogi, ale wbiegając na teren targów dałem z siebie wszystko, czyli gaz do dechy i niczym Zygzak McQueen wyprzedzałem kogo się jeszcze dało.
I tak oto w swoim oficjalnym debiucie zrobiłem czas 2:04:53 czyli 10 min szybciej niż nieoficjalne wyniki na treningach.

Dziękuję jeszcze kibicom na trasie, wiem, że ktoś mnie wołał w kilku miejscach, ale jak to większość biegaczy skupiony byłem na ….. hmmm, na bieganiu??? To jak się biegnie, to trzeba być skupionym??? Znów coś odkryłem 🙂

/Mega Koza

RELACJA MAŁEJ CZARNEJ:

13000196_869096226533941_7059376029378850409_n

Mój pierwszy półmaraton to dla mnie duży sukces. Myślę, że dałam z siebie wszystko. Jestem z siebie bardzo dumna i zapewne moja rodzina Mud Goats również 🙂

Co mnie ujęło najbardziej…? Gro kibicujących twarzy – serdecznych, z wymalowanym WOW na twarzach. Dziękuję Wam – tłumowi kibiców – za skuteczny doping, zawodnikom, których zostawiłam w tyle – za to, że daliście mi możliwość, by być lepszą oraz MUD GOATS-om, bo to WY byliście moją największą inspiracją!

/Mała Czarna

RELACJA TOMKOZY:

9PPM – tym razem zupełnie bez presji na wynik, a raczej bieg typowo towarzysko-treningowy. Towarzysko – bo uwielbiam mój team Mud Goats i atmosfere. Towarzysko – bo obiecałem mojej fit sąsiadce (pozdrowienia dla @HejkaOsti), że pobiegniemy razem. To był debiut Martyny ukończony sukcesem. Dziewczyna dawała radę i pomimo braku doświadczenia biegowego pokazała, że ma silną wolę i wytrenowany organizm. Gratulacje! Sam PPM zdecydowanie na plusie i to pomimo pogody. #lubiebiegacwdeszczu – tutaj należałoby wstawić taki hasztag. Zaskoczyły mnie ilość startujących i lekki chaos organizacyjny na starcie. Na plus zdecydowanie nowa trasa, punkty żywieniowe i marketing przed. Podsumowując….10PPM będę tam!!

/TOMkoZA

RELACJA BETONA:

13047728_446770265513339_2235761443715455945_o

A dla mnie ani to życiówka, ani debiut. Bieg drogi, nie po lesie, nie po górach – a jednak człowiek czuje same pozytywne emocje wspominając “tę ostatnią niedzielę”. Zapytacie jak to możliwe? Odpowiem bez wahania – GRUPA! Moc i siła tkwią w grupie! Na 9.PKO Poznań Maraton zapisałem się dlatego, że będą “moi”, że chcę się rozgrzać na starcie w Kozim towarzystwie i w tym samym pośmiać się na mecie. Chcę świętować życiówki (chapeau bas Speedy!) i debiuty na tym dystansie Kozich Przyjaciół. Szczególne znaczenie miał dla mnie start NarKozy! Bać się nie było o co – musiała dać radę, ale muszę oficjalnie przyznać – serce rosło przez ostatnich kilka miesięcy, gdy widziało się kolejne kaemy, kolejne wybiegania, kolejne progressy…

A co zapamiętam z samego biegu? Grupę żulków, którzy krzyczeli, by spuścić ze smyczy ogromnego szczekającego na biegaczy psa, gdyż iż – uwaga, cytujĘ z pamięci – “wtedy zobaczycie jak ku..!@ polecą” 🙂 (oj, życiówka byłaby, że się tak wyrażę na mur-beton!).

Było też trochę deszczu i zdjęcia, na których wyglądam jakbym cierpiał… Dziwne – bo mój “aparat” (ten zainstalowany w głowie) – zapamiętał ten dzień zupełnie inaczej 🙂 … Musiał się zepsuć. Może zalany? Pytanie czy deszczem, endorfinami, czy wspomnianym przez Speedy’ego piwkiem… Whatever… – nie naprawiajcie go 😉

/Beton

13016391_10207979730884960_1713260577_o

Strona 3 z 812345...Ostatnia »
Scroll Up