Tough Mudder Deutschland 2016
Nasza kozia drużyna bierze udział nie tylko w imprezach krajowych, ale również zagranicznych. Poniżej przeczytajcie ich relacje z udziału w TM w Niemczech!
Od tego biegu zaczęła się moja przygoda z OCR. Po latach postanowiłem wrócić na błotne ścieżki TM.
To co jest niewątpliwym i niepowtarzalnym przeżyciem to atmosfera panująca na tym biegu. Od wejścia do miasteczka TM czuje się, że to wielkie wydarzenie.
Co ciekawe organizatorzy nie kwapią się do pomiaru czasu 🙂 dlaczego? bo to event drużynowy. Nie ważne jaki masz czas. Najważniejsze by cała Twoja drużyna dotarła na metę w jednym kawałku 🙂
Trasa 19km i kilkadziesiąt przeszkód nie jest wielkim wyzwaniem dla wyjadaczy takich jak MG. To co ciekawe nie widziałem tam zbyt wielu harpaganów – większość to osoby, które przyjechały przeżyć fajną przygodę. Na pewno się nie zawiedli 😉 Dla mnie jednak nie jest to już tak wielkie wyzwanie jak za pierwszym razem. Od 10 km większość uczestników szła nie mając siły na dalszy bieg 🙂 sick! Zakaz biegania w wodzie – w sumie to ma sens – bezpieczeństwo ponad wszystko. Cóż może dla przeciętnego biegacza jest to “probably the hardest event on the planet” ale dla mnie raczej przednia zabawa i trudności zbyt wiele nie dostrzegłem.
Owszem było sporo fajnych przeszkód np zmodyfikowana Arctic Enema czy King of swingers niestety trudnymi bym ich nie nazwał – raczej z czystym sumieniem przypinam im łatkę “ciekawych”. Momentami zastanawiałem się czy jestem na OCR czy pikniku bo na 19 km było chyba z 5 punktów odżywczych 🙂 Tak czy inaczej jest to mega fajna impreza i polecam ja wszystkim, którzy chcą zrobić coś nietuzinkowego z jedyne 100 euro 😀
/Alpha
Ad fontes jak pisał kiedyś Arystoteles, czyli powrót “do źródeł”… O różnych legendach czytasz. Często z jednych wyrastają kolejne. I tak w świecie OCR legendą jest Tough Mudder, zaś na jego łonie wyrasta inna legenda, której świadkami jesteście – Mud Goats. Wyjazd do Deutschland na imprezę TM traktowałem więc bardzo osobiście – jako swego rodzaju Pielgrzymkę, Kozi obowiązek.
Mimo braku orki (którą – chyba nie będzie tajemnicą, jak napiszę – uwielbiam) bieg będę wspominać bardzo pozytywnie! Cóż: widowiskowe i porządnie wykonane – z tego konstrukcyjnego punktu widzenia – przeszkody, toy-toy’e na trasie (czyli gdy myślisz, że widziałeś już wszystko, a okazuje się, że jednak nie!!!), bardzo dobre marketing i organizacja oraz bardzo, BARDZO niedobre błoto. W smaku. Możliwe, że to przez to, że pomyliłem je z gównem.
/Beton
Tough Mudder, Tough Mudder okrzyki przed startem potęgowały moje emocje. Wzruszenie, ekscytacja i niepewność mieszały się jak mieszanka wyszukanych owoców w shaikerze 🙂 Długo wyczekiwany, wymarzony bieg wreszcie sie zaczął i to dość niewinnie. Pierwsze przeszkody i kilometry nie sprawiały większych problemów. Jednak bieg ten jest uważany za jeden z cięższych OCR mnóstwo błota, arctic enema brr na sama myśl robi mi się zimno, ścianki których nie pokonałabym bez pomocy moich współtowarzyszy, everest, prąd – tak byłam tam, zrobiłam to o czym od dawna marzyłam a w raz z upływem kilometrów moje szczęście rosło!!!! Jest jedna rzecz do której muszę (sorry chce) wrócić wiec nie był to mój ostatni występ w Tough Mudder !!!!! Kochani pamiętajcie niemożliwe może stać się mozliwe trzeba marzyć i działać !!!! Najpiękniejsza nagroda to satysfakcja ze zrealizowanego celu!!!!
/NarKoza
Tough Mudder – reklamuje się jako „najprawdopodobniej najcięższy bieg na ziemi”. Serio? Ach ten marketing. I o marketing tutaj chodzi, gdyż marketing w wykonaniu TM stoi na wysokim poziomie. Zarówno o budowanie atmosfery wokół biegu, jak w miasteczko eventowe przed samym biegiem. TM to zdecydowanie bieg o innej charakterystyce niż te, w których zazwyczaj startujemy. Nie ma pomiaru czasu, nie ma rywalizacji, czuć wręcz piknikową atmosferę. Momentami było aż śmiesznie czy do przesady zbyt bezpiecznie – znaki ostrzegawcze o głębokości wodnej przeszkody, zakaz bieganie w strumieniu czy wyznaczanie alternatywnej drogi. Do tego kilka punktów odżywczych, toi toi-e na trasie i ratownicy na quadach. Takiego zaplecza i „safety” nie znajdziemy na Biegu Wulkanów, Survivalu czy Spartanie. Trochę psuło to zabawę. Przynajmniej nam, wprawionym OCRowcom.
TM słynie z wymyślnych przeszkód i w tej kwestii się nie zawiedliśmy. Arctic Enema czy Tarzan na długo zostaną w naszej pamięci. Patrząc na profil niektórych przeszkód – bieg typowo nastawiony na team spirit i wzajemną pomoc / dobrą zabawę. Zapraszamy do obejrzenia filmiku MG 🙂
Czy warto było jechać 550km na bieg? Tak.
Czy wystartuję ponownie w TM? Raczej nie, chyba, że przy okazji w jakiejś ciekawej lokalizacji.
/TomKoza