• +48 509 289 135

Beton

Mud Goats > Articles by: Beton
9 Cze

Bieg Rzeźnika oczami Kozy z Betonu

by Beton Cze 9, 2015 0 Blog , , , , , , ,

Zazwyczaj piszę dość krótko. Tym razem relacja będzie dłuższa – wprost proporcjonalnie do biegu.

Biegu, który był celem nr 1 na 2015 rok, a który nie zaczął się w piątek po Bożym Ciele. Biegu, który początek miał jesienią ubiegłego roku. Wtedy to zrodził się pomysł, by wystartować w Biegu Rzeźnika.

1

“Biegłeś kiedyś Rzeźnika?” “Jeszcze nie”

Ciężko było to objąć rozumem – prawie 80 km, a więc dystans niemalże dwukrotnie większy niż to, z czym miałem do tej pory styczność; góry, po których bieganie obok biegania asfaltowego nie leżało i obowiązek pokonania trasy w duecie. Ten ostatni aspekt szeroko opisywany jest przez ultramaratończyków w relacjach z poprzednich edycji jako jedna z podstawowych trudności biegu. Musisz zmierzyć się bowiem nie tylko ze swoimi słabościami, ale i słabościami Partnera. “Na Rzeźniku powstają przyjaźnie do końca życia lub się rozpadają” – coś w tym jest.

Napisałem do mojego imiennika – Michała, z którym kiedyś biegałem, ale… po wódkę do nocnego za Studenta. Tyle z naszej “biegowej historii”. Wiedziałem też, że przez Jego pobyt w Anglii nie będziemy mieli możliwości trenowania razem. Z drugiej strony nie miałem wątpliwości. Napisałem na fb: “biegłeś kiedyś Rzeźnika?” “Jeszcze nie” – odpisał. To “JESZCZE” było przepiękne i zapamiętam je do końca życia. Gdy kilka dni później dostałem potwierdzenie w postaci: “Hell yeah! Wchodzę w to!” – czułem, że z odległego marzenia zaczyna się kreować wizja czegoś jeszcze niewyraźnego, ale już realnego i na pewno niezwykłego.

 

Zapis na bieszczadzką rzeźnię nie jest prosty – chętnych jest tylu, że odbywa się poprzez losowanie zawodników. W tej niepewności czekaliśmy do początku roku 2015. Kiedy zobaczyłem, że się udało cieszyłem się jak dziecko! Skakałem wkoło pokoju, krzycząc i tańcząc (taaa…). Na szczęście był to wtorek, a więc nadwyżkę energii mogłem bez problemu wyładować na treningu Mud Goats. Kiedy Euforia zaczęła schodzić ze sceny zaprosiła na nią Lęk, który – wtedy jeszcze bardzo cicho szeptał – “to się stanie…”

2

Co to będzie… co to będzie…

Cały biegowy sezon został podporządkowany pod wydarzenie z początku czerwca. Kluczowe znaczenie miał wyjazd z Tour de Run na Zimowy Maraton Bieszczadzki. Wróciłem pełen pokory i gotów do działania. Wszystkie kolejne starty (a trochę ich było) miały mieć charakter czysto treningowy. Ten czysto treningowy charakter spłodził życiówki na wszystkich dystansach: 10 km, półmaraton, maraton. Kontrolując się nawzajem z Michałem (telefon, internet) wspieraliśmy się i motywowaliśmy do dalszego działania. Czułem brak podbiegów (w ogóle biegów innych niż starty), ale treningi wydolnościowe z MG budowały systematycznie zarówno kondycję ciała jak i ducha. Tak minęło pół roku…

Kilka dni przed startem szepczący do tej pory Lęk już krzyczał, wręcz darł się wniebogłosy. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli go ściszyć. Szczególne podziękowania dla Rzeźników, którzy podzielili się swoim doświadczeniem i dobrą radą (Magda, Grzegorz, Paweł!)

Wyjechałem w środę wcześnie rano, by przed startem mieć chwilę na odpoczynek i zregenerować się po męczącej podróży. Wieczorem spotkaliśmy się z Michałem i jego dziewczyną – Martyną, będącą naszym wsparciem – nie tylko – technicznym. Czwartek był dniem odpoczynku. Pojechaliśmy odebrać pakiety startowe. Nasz numer startowy – 404 (tak, tak – niczym słynny ERROR – czy Organizatorzy chcieli coś przekazać? 🙂 ) Zapakowaliśmy i oddaliśmy worki na przepaki. Po powrocie do bazy noclegowej przymiarka koszulki, na której zamiast BIEGU RZEŹNIKA widniał napis “RZEŹNICZEK” (kolejny znak “z góry” czy tylko pomyłka? – podświadomość miała pole do popisu), pyszny makaron penne z fetą i łososiem i… spać. Tzn. próbować spać. W naszej bazie noclegowej jesteśmy razem z pozostałymi Kozami: Nostrą i Vladem oraz z Gosią i Grzesiem. Start biegu to godzina 3.00 rano w Komańczy. Budzik nastawiony na 00:40. Co to będzie… co to będzie…

“Biegniemy tylko do Cisnej”

Komańcza. Atmosfera nie do opisania. Za parę minut wszystko się zacznie. Pierwszy odcinek ma 32 km – w Cisnej będzie możliwość wymienić bukłaki z wodą, coś zjeść czy przebrać skarpetki. Wszyscy, którzy mieli styczność z Rzeźnikiem radzili, by nie forsować się na tym pierwszym odcinku. Kilometrów będzie jeszcze dużo, a “prawdziwy Rzeźnik” zaczyna się dopiero od Cisnej. Wcześniej jest stosunkowo płasko. Postanowiłem więc pierwsze kilometry biec w leciutkich butach, które do biegania po górach, kamieniach itp. się nie nadają, są za to perfekcyjne do startów “płaskich”. Błąd. Sporo miejsc z błotem, śliskimi konarami drzew, po których trzeba było przechodzić nad strumieniami i innych naturalnych Bieszczadzkich przeszkód w zestawieniu z butami bez bieżnika wygrywało. Swoją drogą, jeśli to co jest “płasko” jest bardziej strome niż to co nazywałem podbiegiem, to co będzie dalej?

Umówiliśmy się, że podzielimy sobie trasę wmawiając sobie, że biegniemy tylko fragment. I koniec. Jak masz do przebiegnięcia kilkanaście czy dwadzieścia parę km jest łatwiej. Psychika ustawiona.

Spojrzałem na zegarek. 05:40. Co normalni ludzie robią o tej godzinie w piątek po Bożym Ciele? Jedni pewnie wracają z imprezy, drudzy z procesji, inni śpią, a jeszcze inni – przemierzają bieszczadzkie lasy. Czułem się szczęśliwy. Nie wiedziałem dlaczego – tak po prostu. Najlepsze jest to, że to uczucie już nie opuściło. O której będziemy w Cisnej? Trzeba dać znać Martynie. Napisaliśmy SMSa z trasy: “07:50”

Godzina 07:50 – wbiegamy na punkt w Cisnej.

3

Prawdziwy Rzeźnik

Potwierdzam to, co słyszałem przed biegiem. Prawdziwy Rzeźnik zaczyna się od Cisnej. Kolejny, ostatni przepak znajduje się w odległości 24 km, ale już po paru minutach wiedziałem o co chodziło. Niestety opisać tego nie potrafię. Biec pod górę oczywiście nie było sensu. Czas zyskiwaliśmy na zbiegach. Było dość ciężko, ale dziwnie przyjemnie. W trakcie biegu nawadnianie, uzupełnianie soli, suszona wołowina i żelki. Śmieszna była droga Mirka – nie zatrzymywaliśmy się – wręcz przeciwnie – wykorzystaliśmy ten płaski odcinek trasy i troszkę pokosiliśmy ludzi. Pomimo braku wspólnych treningów tempo idealnie mieliśmy do siebie dopasowane. Przykro słuchało się relacji między innymi zawodnikami – zgrzyty i pretensje – u nas fun, cieszyliśmy się tym co się dzieje. I to było piękne!

W tzw. międzyczasie przepak w Smerku i znowu nieoceniona pomoc Martyny. Zmiana koszulki i skarpetek, dwa pieczone ziemniaki i trzy kubki Coli. Ready? No to ruszamy dalej! Na Połoniny!

Tu, mając już w nogach przeszło 60 km, zaczęło robić się naprawdę ciężko. Czas nie leciał już tak szybko jak do tej pory i choć wydawało się, że zostało tak niewiele to powiedziałbym, że byliśmy na półmetku. Nie wiadomo co sprawiało więcej bólu – podejścia czy zbiegi – jedne i drugie dość strome.

4

Jeszcze tylko jeden postój. Berechy. Dwa kubki zupy pomidorowej i dwa łyki BURNa. Przed nami słynna Połonina Caryńska znana jako najtrudniejszy odcinek biegu. Czułem, że jestem gdzieś obok swojego ciała. Nogi nie zawsze słuchały – wymagana była maksymalna koncentracja. Doczołgaliśmy się na szczyt – pozostało zbiec. Od innych uczestników dowiedzieliśmy się, że mamy szansę dobiec “łamiąc” 14 godzin. Mobilizacja i zasuwamy. Utrzymać tempo i nie naciąć się na kontuzję na samym końcu. Za chwilę Ustrzyki.

Wygraliśmy!

Jest! Widać metę! Wbiegamy na pełnej <ekhm> – tj. bardzo szybko. Udało się! TO SIĘ STAŁO! 13 godzin 45 minut. Przebiegamy przez linię mety tak rozpędzeni, że mijamy medale i o zgrozo – piwo! Cofają nas: “Nie chcecie?” 🙂 Chcemy i to bardzo-bardzo. Piwko wypiłem duszkiem. Nawet nie pamiętam jak smakowało. Na mecie oprócz piwka masaż, kasza kuskus z suszonymi pomidorami i oliwkami i ocean satysfakcji. Byli Rzeźnicy z czasami lepszymi i gorszymi od naszego, ale to my wygraliśmy 🙂 Nie dam sobie przepowiedzieć, że było inaczej 🙂

Wielki respect dla Kozy Nostry i Kozy Vlad, którzy mimo, iż ruszali w rzeźnicką trasę niemalże z marszu pokonali 70 km Bieszczadzkich przeszkód!!!

Dwa pytania:

Czy było ciężko? Tak.

Po co Ci to było? (uśmiech)

Na mecie Michał powiedział, że “odwaliliśmy kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty”.

Potrzebnej. Tak spełniają się marzenia.

5

/Koza z Betonu

30 Maj

Wspomnienie z MATTONI KARLOVY VARY HALF MARATHON

by Beton Maj 30, 2015 0 Blog

Kiedy Natalia napisała o propozycji wyjazdu z Tour de Run do Czech na półmaraton oczka mi się zaświeciły. Słowem wyjaśnienia – Tour de Run? Para pozytywnie zakręconych ludzi, którzy “biegiem zwiedzają świat”. Biegiem i… wyczesanym Tour de Busem.

bus

Razem z Natalią, Szymonem, Magdą i Lenym wyruszyliśmy więc do naszych południowych sąsiadów. Weekend pod namiotami połączony ze zwiedzaniem miasta-uzdrowiska, piękne widoki, wprawiająca w zachwyt architektura (może z wyjątkiem znajdującego się w centrum hotelu Thermal) i czeskie piwko dały w rezultacie ogrom wspomnień z Karlovych Var.

karl 1

Co do biegu zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze godzina startu – 18.00. Człowiek po obiadku ma ochotę na sjestę, a tu mówią o 21 km – po ludzku się nie chciało. Na szczęście na linii startu przyszło “orzeźwienie” 😉 Drugi dziwny dla mnie aspekt to… stoisko Pedigree na targach EXPO. Można się oczywiście doszukać związku przyczynowo-skutkowego między biegaczem, a jedzeniem dla psów, ale – przynajmniej mi – chwilę to zajęło. 😉

karl 2

Biegło mi się rewelacyjnie. Bez presji na czas, oglądając po drodze miasto, uśmiechając się do Pepiczków, którzy “coś” krzyczeli. Niby języki podobne, ale nie mam pojęcia co do mnie mówili 🙂 Dowód na to, jak niewiele potrzeba do dobrej komunikacji – wystarczył uśmiech. Ponieważ na trasie znajdowało się wesele, para młoda z gośćmi weselnymi wyszła na ulicę przybijając piątki runners’om. Śmieszna sprawa. Podobnego przyrostu tempa dostawało się od cygańskich dzieci na naszej dzielni (dzięki Leny :-)). Na ostatnią prostą miało mi się jeszcze tyle energii, że “włączyłem piąty bieg” – półmaraton skończony z czasem 01:31:31 i 203. miejscem (/2412) Życiówka to to nie jest – ale nie po życiówkę tam jechałem 🙂 Zabrałem z Czech wspaniałe wspomnienia. Piękny weekend. I o to chodziło 🙂 Dzięki Tour de Run 😉

karl3

/Koza z Betonu

(zdjęcia Tour de Run)

24 Maj

Speed Cross Race

by Beton Maj 24, 2015 0 Blog

1 maja w Olsztynie odbyła się pierwsza  edycja  biegu  Speed  Cross  Race. Kozi Team reprezentowało tylko  pięć  osób  Michał Koza Alpha ,Basia Crazy Koza, Michał zwany Beton , Władek  Valdi Koza i ja NarKoza .  Do Olsztyna przyjechali  również bracia Paweł i Jacek a z nimi Emilie razem z nami trenują w sobotnie poranki na Outdorze.

Na miejsce przyjechaliśmy dzień wcześniej w świetnych nastrojach i wojowniczym nastawieniu.

Dystans  jaki mieliśmy do pokonania wynosił 14km, a na trasie rozmieszczone jest 65 przeszkód o zróżnicowanej trudności, wiedzieliśmy również, że wiele z nich będzie wymagało współpracy uczestników. No i oczywiście nasze kochane błotko, woda no i błotko  🙂

my

Miałam to ogromne szczęście, że mój team był nastawiony na wspólny bieg , wspólną zabawę i tak też było. Mimo naprawdę trudnych przeszkód a najgorszymi były chyba wysokie ścianki, które mogłam pokonać tylko przy pomocy chłopaków  uśmiech nie schodził z twarzy ( no może czasem przypominał mi Alpha uśmiechnij się Renia! )

okrzyk

Na trasie  sporo wyzwań sprawiło nam frajdę. Strzelaliśmy z łuku, skakaliśmy przez ogień, walczyliśmy z zawodnikami MMA, zajadaliśmy smażoną szarańcze, pływaliśmy, brodziliśmy nie wiadomo po czym ale na pewno nie pachniało to tatarakiem 🙂

szaranczaSequence 01.Still005

 

Przeszkody były bardzo urozmaicone, wiele podbiegów, sporo wody, nawet czekały na nas kajaki i zamek dmuchany do którego trzeba było podpłynąć .

iceberg

Jedyną przeszkodę którą ominęliśmy ( jedynie nasz Alpha  pokazał klase ! )  było wspięcie się po linie my za to robiliśmy karne burpees .

Mogłoby się komuś wydawać, że ten bieg  to „bułka z masłem” nic mylnego były kryzysy , były zwątpienia ( przynajmniej z mojej strony) ale jak już wspomniałam Kozi Team trzymał się razem i ciągle śpiewająca Crazy Koza słowa piosenki „ Mogę wszystko „ dodawała otuchy!

bi b w b

Ogólna atmosfera biegu była rewelacyjna ! Wolontariusze, straż  miejska , inni uczestnicy tego biegu wszyscy byli dla siebie życzliwi. Kibice, którzy chwilami patrzyli na nas  z niedowierzaniem klaskali i motywowali do dalszego biegu.

koniec sr

SPEED CROSS RACE  zostanie zapamiętany przeze mnie na długo , ponieważ był wymagającym biegiem,  sprawił mi ogromną satysfakcje i  zostawił super wrażenia.

Bieg był  niesamowity , wrażenia nieziemskie dziękuje drużynie za wsparcie i super atmosferę !

NarKoza

19 Sty

Czas na zmiany cz.3 – odżywianie.

by Beton Sty 19, 2015 0 Blog , , , ,

“Jemy, aby żyć, nie żyjemy, aby jeść” – Sokrates.

Ten cytat to kwintesencja tego co nazywam zdrowym odżywianiem.

A jednak tak wielu polega w konfrontacji z lodówką. Nic dziwnego, półki sklepowe uginaja się od wszelkiego rodzaju produktów spożywczych, a reklamy robią nam papke z mózgu na temat tego co powinniśmy jeść, co jest zdrowe i czego tam najlepsi szefowie kuchni nie zbadali, przerobili i zapakowali w próżniowe opakowanie. Nic tylko kupować, ładować do mikrofalówki, piekarnika czy na patenie i pożerać.

Jest także grupa produktów spod szyldu “fit”, większość zawiera 0% tłuszczu. W efekcie fit jest tylko z nazwy. Kto sie nie zna, kupuje taki “fit shit” i z zaduma spogląda w lustro zastanawiając się, czemu nie staje się tym co je?… Oj staje się, staje. Jednak jest to dalekie od oczekiwań.

Więc co zrobić, żeby to co jemy zaczęło przekładać sie na to jak wyglądamy, ile mamy siły, energii, etc?

Są dwie drogi którymi można podążać. Łatwa, czyli ktoś za Ciebie będzie myślał i podstawiał Ci właściwe amciu pod nos. Jest także ta trudniejsza, która będzie wymagała przynajmniej na początku znacznie wiecej zachodu, czasu i systematyczności, ale na dłuższą metę zdecydowanie lepsza, dajaca więcej satysfakcji, pozwalająca na ciągły rozwój, a przede wszystkim tańsza. Czyli nic innego jak zdobyć odpowiednia wiedzę w zakresie żywienia i wykorzystać ja na co dzień.

Możesz się ze mną zgodzić lub nie, jednak jak zaznaczałem na samym początu “Czasu na zmiany” większość informacji w nim zawartych będzie subiektywna.

Wracjając do tematu i wspomnianych “dróg”. Łatwa to nic innego jak wynając firme cateringową, która w oparciu o zalecenia dietetyka przygotuje za nas jedzenie na cały dzień i  dostarczy pod drzwi. Nic tylko pałaszować. Taką formę odżywiania na swojej “drodze do chwały” wybrał Wojtek, który walczy o to by jego “świątynia duszy” ważyła na powrót 80kg 😉 Chwali ją sobie, chudnie czyli plan działa. Zapraszam na jego blog.

Droga trudniejsza, do której szczerze zachęcam, jak juz wspomniałem jest nieco bardziej wymagająca. Postaram się podpowiedzieć Ci jak sie do tego zabrać i podrzucic kilka przydatnych informacji.

Masz już cel treningowy i plan, który pomoże Ci go zrealizować to pora na odpowiednią dietę. Mówiąc dieta mam na myśli całość pożywienia, które spożywasz na co dzień, a nie jak to sie powszechnie myśli, dieta cud odchudzająca czy inny spratański sposób znęcania sie nad sobą. Pożywienie powinno dostarczać odpowiednią ilość kalorii oraz substancji odżywczych (białko, węglowodany, tłuszcze i masę innych elementów, o których sobie doczytasz w necie 🙂 ) Świetnie, pomyslisz, liczenie kalorii ale rada WoW. Niestety bez tego na początku się nie obejdzie. Ja na swojej drodze nie tylko liczylem kalorie, ale także ważyłem poszczególne składowe każdego dania. Jest to żmudne i nudne zajęcie, jednak dzięki temu zobaczyłem na własne oczy ile to jest 100g takiego czy innego produktu. Ile dana porcja zwiera kalorii, ile ma białka, tłuszczu i węglowodanów. Dlatego też w tej chwili nie musze tego robić, bo już wiem, a posiłki składam “na oko” co jest fajne, przyjemne i zajmuje dosłownie chwilę.

No dobra, ale ile kalorii potrzebuję? Zapytasz.

Nic prostrzego, po prostu sobie policz. Można użyć do tego prostrzych lub bardziej skomplikowanych wzorów, lub skorzystać z jednego z wielu kalkulatorów online. Ja znalazłem niedawno ten kalkulator i przyznam, że wyniki tam podawane niemal pokrywaja sie z tymi otrzymywanymi z moich super tajnych i niezwykle precyzyjnych algorytmów 🙂

Zapotrzebowanie energetyczne już znasz. Co dalej?

Dalej wszystko zależy od Twojego celu. Jeśli chcesz schudnąć spożywaj ok 500kcal mniej niż wynika to z obliczenia. 1kg tłuszczu to ok 7000 kcal i tyle trzeba spalić, żeby sie go pozbyć. Przy bilansie energetycznym na minusie o 500kcal spalisz 1kg w 14 dni. I TAK WŁAŚNIE TRZEBA CHUDNĄĆ – P O W O L I !!! No chyba, że chcesz by twój “kombinezon z ludzkiej skóry” po osiągnięciu wymażonej wagi nadal był kilka numerów za duży. Skóra potrzebuje czasu na obkurczenie się. Jeśli natomiast chcesz przybrać na masie Twój bilans energetyczny powinien być na plusie. Jeśli chcesz osiągnąć jakiś inny cel sportowy i nie chcesz zmieniać wagi, dostarczaj organizmowi tyle energii ile wydatkujesz.

No dobra ale co i kiedy jeść?

Na to pytanie akurat nie odpowiem z premedytacją. No dobra, odpowiem, ale nie do końca w sposób jaki bys sobie tego życzył 🙂 Nie dlatego, ze nie wiem, ale dlatego, że każdy jest inny. Różnym ludziom służą różne pokarmy, są alergie, wyznania i przekonania. I to trzeba uszanować i dopasować dietę pod każdego indywidualnie.

Organizm człowieka można porównac do pieca hutniczego. We wspomnianym piecu trzeba utrzymywac stałą temeraturę poprzez regularne dostarczanie odpowiedniego paliwa. Jeśli tak sie dzieje stop jest mocny, jednolity i wysokiej jakości. Jesli natomiast paliwo bedzie dostarczane nieregularnie, a temperatura w piecu będzie raz rosnąc raz spadać to przełoży sie to na jakosc stopu, będzie on niejednolity, bez odpowiedniej wytrzymałości, spręzystoći. Pozostałe parametry również będą nie tak doskonałe jak w pierwszym przypadku. Twój organizm również potrzebuje stałych dostaw paliwa. Stałych i dopasowanych do Twoich potrzeb.  Jeśli mu to zapewnisz, nie bedzie koncentrował sie na magazynowaniu by “dorzucicc do pieca” jak Ty zapomnisz zjeść tylko zaiwaniał na właściwych i optymalnych obrotach.

Żeby więcej nie przynudzać wypisze w punktach zasazdy, kóre uważam za najważniejsze:

1. Jedz 5-6 razy dziennie.

2. Jedz śniadania. Niestety w nocy troche w naszym piecu przygasa :/

3. Zamień białe (pieczywo, ryż, makaron, mąkę) na ciemne, pełnoziarniste. Albo nie jedz tego prawie w ogóle.

4. Używaj małych talerzy do posiłków. Mniej jedzenia zmieści się na talerzu i do tego wygląda na więcej 🙂

5. Pij wodę! Ciało człowieka w 60% składa się z wody i trzeba jej mu dostarczać regularnie.

6. Czym późniejsza pora dnia tym posiłki powinny zawierać co raz mniej kalorii (węglowodanów i tłuszczy) i zdecydowanie więcej białka.

7. Wybieraj produkty nieprzetworzone lub jak najmniej przetworzone. Warzywa i owoce jedz najlepiej surowe.

8. Staraj się by każdy z posiłków zawierał białko. Celowo nie wspominam nigdzie o mięsie. Choć osobiście uważam je za najlepsze źródło białka.

9. Czytaj etykiety na produktach.

10. Raz na 2 tygodnie zapomnij o powyższych zasadach i zrób sobie dyspensę tzw. „cheat day” można wtedy jeść wszystko co się chce (oczywiście z umiarem).

Dziesięć prostych zasad (prosze nie doszukiwać się analogii), które pomogą poukładać co nieco w Twojej głowie i na talerzu. Mam nadzieję, że informacje okażą sie przydatne.

Zanim zakończę ten przydługi artykuł wróce jeszcze do jednej kwestii. Wspomniałem na początku o produktach “fit” 0% tłuszczu, oraz wyraziłem sie o nich dość… nieprzychylnie. Otóż tłuszcz wcale nie jest tym czego powinieneś się bać. Owszem zawiera on 9kcal w 1g czyli ponad 2 razy więcej niż 1g białka czy węglowodanów ale to NIE OD TŁUSZCZU SIE TYJE!!! A jeśli Ci powiem, że jedną z najbardziej skutecznych diet odchudzajacych jest dieta oparta głównie na tłuszczu? TYJE SIĘ OD SPOŻYWANIA WĘGLOWODANÓW W NADMIARZE, A W SZCZGÓLNOŚCI CUKRU!!! Większość produktów 0% tluszczu zawiera więcej węglowodanów i cukru przez co zamiast pomagać szkodzą. Zaczniesz czytać etykiety i porównywać produkty to szybko sie o tym przekonasz.

Życzę smacznych posiłków wolnych od wyrzutów sumienia 😉

/Alpha

11 Sty

Czas na zmiany cz2 – Podstawy.

by Beton Sty 11, 2015 0 Blog , , , , , ,

Mineło już 10 dni nowego roku. Jeśli zacząłeś od pierwszego to: albo właśnie wymiękasz, albo już czujesz, że jesteś na dobrej drodze. Ewentualnie jeszcze nic nie wydarzyło się w temacie noworocznych postanowień.

Jest kilka rzeczy, na które warto przeznaczyc minute lub dwie aby to co zamierzasz wypalilo. Na początek skupie sie na pięciu: cel, pomiar, plan, nawyk, wytrwałość.

1. Cel:

Zapewne jest już postanowienie ale warto wyznaczyć sobie cel znacznie wyzszy niż początkowow planowany. Pomysl o czymś na wiecej niz kilka tygodni. Zastanów sie co chcesz osiagnąć np za rok: “zrzucić 20kg”, “przebiec pólmaraton”, “przybrać 3 cm w bicepsie” etc. Dzięki temu z dużym prawdopodobieństwem szybciej osiągniesz to co zakładałeś sobie na poczatku.

2. Pomiar:

Pomierz się i udokumentuj stan, z którego startujesz. Jeśli zamierzasz biegać- przebiegnij np 1000m i zmierz czas. Jeśli twoim postanowieniem jest poprawa sylwetki pomierz obwody i wagę (z pewnością przyda sie analaiza składu ciała). Cokolwiek zamierzasz nie zapomnij zrobić dokumentacji foto 🙂 Zdjęcia pokaża Ci (jak mało co) jakie robisz postępy, szczególnie jeśli pracujesz nad sylwetką. Wykonuj je napoczątku co tydzień, później co 2 lub 3 tyg . Gdybym sam nie robił zdjęć, z dużym prawdopodobieństwem wymiękłbym już po 2 tygodniach. Na szczęście robiłem 🙂 powiem Ci, ze to właśnie fotki dały mi kopa by sie nie poddawać.

.odspaslanie

3. Plan:

Chcesz coś osiagnąć to MUSISZ to zaplanować. Plan nawet najbardziej beznadziejny jest lepszy niz żaden. Na początek ustal ile razy w tygodniu będziesz trenować. I trzymaj sie tego przez najbliższe 2 tygodnie. Po tym czasie zobaczysz czy pasuje Ci to co uslaliłeś, czy może potrzeba coś zmienić. Najprościej zacząc od układu poniedziałek/środa/piątek. W moim przypadku sprawdzały sie plany 1/1, 3/1 -2/1 oraz 3/2 (1/1 – jeden dzien treningowy drugi wolny, 3/1 -2/1 trzy dni treningowe jeden wolny potem 2 treningowe i jeden wolny i tak na zmiane, 3/2 – trzy dni treningowe po czym dwa odpoczynku). W kwestii ćwiczeń najlepiej skonsultować sie z profesjonalistą aby dobrał takie by pasowały do tego co sobie na początku założyłeś. Ewentualnie skorzystaj z jakiegoś bardziej lub mniej popularnego programu ćwiczeń. Jest sporo literatury na ten temat. Zachęcam do zgłegiania wiedzy związanej z treningiem, ćwiczeniami i drogą do osiągnięcia wymarzonego celu – bo wierz mi lub nie, ale przyda Ci sie to jak butelka wody na pustyni :), ale o tym innym razem. Ja swoją przygodę z odchudzaniem i ćwiczeniem zacząłem od książki Olivier Lafay – Trening siłowy bez sprzętu. Polecam tą pozycje z czystym sumieniem.

4. Nawyk:

Najlepiej jeśli ruch stanie się Twoim nawykiem. Jest to związane np. z planem treningowym gdzie dany dzień kojarzy sie z aktywnościa fizyczną. Nie musi to być dzień, może to być czynność. Coś co poprzedza trening lub jest z nim kojarzone. Dla mnie pakowanie torby z ciuchami sportowymi jest takim bodźcem. Podobnie reaguje na zapach siłowni, a po latach nawet na widok osoby uprawiającej sport mam ochcote rzucić wszystko i leciec na trening 🙂 ale to juz troche zboczenie 😀 Powinieneś poszukać czegoś co będzie Twoim zapłonem. Może to byc cokolwiek, choćby mycie zębów 🙂 jeśli nałożysz paste na szczotke i wyszorujesz sobie kiełki przed każdym treningiem po czasie sam zapach mięty czy szczotkowanie będzie wyzwalac w tobie pozytywne nakręcanie sie na aktywnosć fizyczną.

5. Wytrwałość:

Jak to mówią “jeśli nie masz nastroju na trening… zmień nastrój” 😛 Cokowlwiek robisz pamietaj po co to robisz i dlaczego zacząłeś. Na swojej drodze do realizacji celu spotkasz ludzi, którzy beda Cie wspierać. Zdecydowanie wiecej spotkasz tych, którzy beda wątpić w to, że podołasz (nawet jeśli tego nie powiedza to będą tak myśleć). Pamiętaj, że Twoje trenigi są da Ciebie i nie pozwól by czyjaś opinia wpłynęła negatywnie na to co robisz. Ja słyszałem nie raz “ciekawe ile wytrzyma”, “niezle ale zobaczymy za jakis czas jak już sie wypalisz”, “…że tak ci sie chce męczyć” etc. No niestety zbyt duzo wsparcia nie miałem, ale byłem zdeterminowany. Zawsze miałem i nadal mam “gdzieś” hejty. Po latach nikt już nie krytykuje. Teraz podchodzą do mnie ludzie dziekując, że ich motywuję. Najbardziej utwkił mi w pamieci chłopak (obecnie kolega), który podszedł do mnie i powiedział “Wiesz, pare kilo już zrzuciłem i troche mi sie odechciało cwiczyć, ale gdy widze jak napierd*lasz bardzo mnie to motywuję i dzieki Tobie nie odpuszczam.” Nie zdajecie sobie sprawy jak cudownie sie wtedy poczułem.

Pamiętaj… na początku powiedzą, że nie dasz rady. Po 2 tygodniach powiedzą “po co sie męczysz”. Po 4 tyg zaczniesz zauwarzać efekty swojej pracy. Po 2 miesiącach inni zaczną zauważać efekty. Po pół roku zapytaja “jak to zrobiłeś”

Nie poddawaj się!!!

 /Alpha

30 Gru

Czas na zmiany cz.1 – Postanowienia noworoczne.

by Beton Gru 30, 2014 1 Blog , , , , , ,

Za kilka dni rozpocznie się Nowy Rok 2015. Jest to czas kiedy stawiamy sobie cele, których realizacja ma dokonać się w nadchodzącym czasie. Najczęściej słyszę “chcę schudnąć”, “chcę zacząć uprawiać sport”, etc… Cudownie 🙂

Zgodzicie się ze mną, że osiągnięcie zadeklarowanych postanowień często, żeby nie powiedzieć zawsze, spełza na niczym. Po tygodniu lub dwóch, (no najdalej do końca stycznia) zapał mija, a plany brylowania na plaży “w nowej skórze” odżywaja na chwilę tuż przed wakacjami, by szybko wrócic do pudełka pt: “Do zrobienia”.

Czy tak musi byc? Oczywiście, że NIE!

Aby zachęcic wszystkich do wytrwania w swoich postanowieniach podzielę się moją historią. Nie zamierzam się rozwodzić jak to wspierała mnie rodzina czy przyjaciele lub jakaś siła wyższa, z prostego powowdu do celu doprowadził mnie upór, silna wola, systematyczność i zmiana… Zmiana przede wszystkim siebie, swojego sposóbu myślenia, odżywiania i treningu. Ale o tym w kolejnych wpisach 🙂

Od zawsze lubiłem umiarkowany ruch. Rower, pływanie, piłka nożna, troche siłowni były obecne w moim życiu na przestrzeni lat. Oczywiście były wzloty i upadki. Jak u każdego – powiecie. Jednak nie każdy staje na wadze i widzi 107,6kg przy 179cm wzrostu, sapie po wejsciu kilku pięter po schodach i narzeka na ciąły ból pleców, kolan i innych części ciała.

Pewnego pięknego dnia, po długich minutach dochodzenia do siebie i łapania oddechu w tramwaju, na który przyszło mi dobiec, powiedziałem sobie dość. Byłem zły na siebie, że dopusciłem by moje ciało stało sie workiem sadła. Postanowiłem to zmienić. Przesiąknięty obrazkami panów prężących się na okładkach Men’s Health zapragnąłem wyglądać jak oni. Cóż, trzeba mierzyć wysoko 🙂

Nie było łatwo… Często miałem chwile zwątpienia. Bywało tak, że chciałem pieprznąc “zdrowy styl życia” w kąt i napchać się chipsami, a całość zalać piwem. Jednak nie poddałem się i w ciągu roku znacznie zbliżyłem się do mojego celu. Ale nie to jest najlepsze. Najwspanialszą rzeczą jest to, że odkryłem lepszą i silniejszą wersję siebie. Dało mi to siłę do dalszego doskonalenia się i pomogło na gruncie prywatnym i zawodowym.

Dziś od czasu gdy zrobiłem ten pierwszy krok mija prawie 4 rok. Po latach wiem, że warto było walczyć, cierpieć i powtarzać sobie “nie poddawaj sie, dasz radę”.

KAŻDY DA RADĘ, ale nie każdy jest gotowy na wyjście ze swojej “strefy komfortu”, a bez tego (cytując z historii najnowszej) “Ch*j, dupa i kamieni kupa”.

Do boju i niech moc będzie z Wami!!!

 

Na deser fotki wykradzione z tajnych archiwów Paparazzi 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

/Alpha

26 Paź

Kompresja Kozy część 2

by Beton Paź 26, 2014 0 Blog

Kiedy trzy tygodnie temu zdecydowałem się na zbadanie zjawiska kompresji na swojej osobie, nie wiedziałem, czego się spodziewać. W puli moich przyjaciół i znajomych znajdowali się  tacy, którzy bez skarpetek czy opasek, nie ruszają się na choćby krótką przebieżkę, ale i tacy, którzy uważają ten sprzęt za kolejny “cudowny” sposób na wyciąganie niemałych pieniążków z naszych kieszeni. Nie ukrywam, że bliżej mi było do grupy sceptyków. Nie mniej jednak pamiętając zeszłoroczną edycję poznańskiego maratonu i przeszywający ból w łydkach, postanowiłem działać.

Tradycją jest, że przed  lokalnym startem na królewskim dystansie, odbierając pakiet zwiedzam wnikliwie expo i prawie wszystkie znajdujące się tam stoiska. Uznałem to za dobrą okazję by w 1 miejscu obejrzeć i porównać interesujący mnie sprzęt, w tym głównie opaski uciskowe. Nie mogłem się tu oprzeć wrażeniu, że targi dotknął jakiś kryzys i wszystkiego jest po prostu mniej.

Uwagę przykuło stoisko marki Compressport. Nie ukrywam, że wizualnie to właśnie ten sprzęt najbardziej mi odpowiadał. Postanowiłem zaryzykować. Sprawna obsługa na miejscu plus niemały rabat pomogły dobić targu 😉 Stałem się właścicielem takich oto opasek:

Opaska na łydkę CALF US BK

Wieczór przed startem  spędziłem w domu na przymiarkach mojego zakupu, idealnemu układaniu opasek tak, by logo pięknie się prezentowało. Liczyłem na długi i powolny proces przyzwyczajania się do nowego nabytku. Nie minęło jednak za wiele czasu i kompletnie o nim zapomniałem. Opaski w warunkach domowo-kanapowych były wygodne i dawały obietnicę dobrze wykonanej roboty. Nic, tylko ruszać na podbój świata!!!

Dzień startu

Z rana maksimum adrenaliny, idealnie zaplanowane godziny i minuty. Zbroja biegacza przywdziana, logo naprostowane, chip przypięty. nawet Rocky nie byłby bardziej gotów do walki. Teraz prosto na tramwaj, a w uszach “oko Tygrysa”.  Na przystanku zwykli śmiertelnicy z aprobatą obserwują moje modne łydki. Jak się z tym czuje? Świetnie. Tramwaj pełen biegaczy dowozi nas prosto pod start. Tam adrenalina przemienia się w lekka tremę. W tym roku nie miał paść żaden mój rekord, ale 42 km i tak robią wrażenie.

Do startu zostało kilka sekund. Zegarki ready, gps złapany, kompresy napinają… Niczym mustang wyścigowy prycham i wierzgam oczekując na pozwolenie do biegu. Stało się… poszły konie po betonie (pozdrawiam Koze z Betonu :P)…
Pierwsze kilometry, jak to u mnie zwykle bywa należą do najprzyjemniejszych. Machanie do znajomych, machanie rywalom, przyjaciołom, ogólny stan euforii i pozdrawiania. Tu uczciwie trzeba powiedzieć, że nie czułem różnicy w biegu z opaskami i bez. Tempo było ustabilizowane i zgodne z planem.

Później sytuacja się zmienia. Zazwyczaj już od 15. km borykam się, ze sztywniejącymi łydkami. Tym razem problemu tego nie zauważyłem. W zasadzie nie czułem, żebym swoje łydki jakkolwiek eksploatował. Pojawiały się inne dolegliwości. Sztywniejące mięśnie czworogłowe, psychologiczna bariera na 21.  i ściana w okolicach 30. km.  Nie mniej jednak mój odwieczny wróg bólu łydek wydawał się być nieobecny. W trakcie biegu zastanawiałem się, czy to nie efekt placebo, czy nie wstyd mi przed samym sobą przyznać, że wydałem niepotrzebnie pieniądze. Z drugiej jednak strony, będąc dorosłym facetem, w miarę rozsądnie myślącym, powinienem być w stanie szczerze ocenić czy mi coś doskwiera czy też nie i ewentualnie przyznać się do błędu.

Bezbolesny stan ten utrzymywał się już do samej mety, a nawet jeszcze po samym biegu. Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że ochronie uległy ścięgna Achillesa. Nigdy miałem  nimi poważniejszych kłopotów, ale po dłuższych startach zdarzały się lekkie opuchlizny, utrzymujące się nawet do kilku dni po biegu. Tym razem nie było niczego podobnego.

Patrząc na wszystko z perspektywy czasu, jestem przekonany że decyzja o zakupie i przetestowaniu tego sprzętu była dobra. Opaski naprawdę działają. Nie jestem w stanie ocenić, czy biegam dzięki opaskom szybciej, czy też nie, wiem jednak, że mogę się pozbyć części przykrych konsekwencji biegu na długich dystansach. To dla mnie bardzo wiele znaczy i dlatego szczerze je wam polecam.

/Nostra

23 Paź

The power of the Goat …

by Beton Paź 23, 2014 2 Blog , , , , , , , , ,

Mud Goats, silniejsze niż kiedykolwiek. Tak jednym zdaniem mógłbym opisać nasz występ podczas niedzielnego Men Expert Survival Race. To pierwsza taka impreza w Poznaniu, a my działaliśmy  ramię w ramię z organizatorem. Rozmach i rozgłos przedsięwzięcia przerósł nasze oczekiwania. Może nie był to najtrudniejszy bieg, w jakim jako Mud Goats braliśmy udział, ale i tak ląduje w ścisłej czołówce wydarzeń 2014 roku. Dlaczego? Bo byliśmy tam razem, bo bawiliśmy się świetnie i dbaliśmy o innych, by także poczuli naszą wyjątkową atmosferę. Niedzielne zawody to dla niektórych z naszych Kóz  również dzień debiutu w tego rodzaju ekstremalnych biegach.   Jednak o tym  jak im się ten żywioł  spodobał, opowiedzą sami zainteresowani:

1. Pół roku czekania, wiele sobót ciężkich i ciekawych treningów z kozią ekipą MG przed sądnym dniem 19.10.2014r., kiedy to w Poznaniu w okolicach toru regatowego “Malta” odbył się trzeci wyścig z cyklu Men Expert Survival Race. Po relacjach, filmach i zdjęciach z wcześniejszych wyścigów we Wrocławiu oraz Warszawie oczekiwania i apetyty na poznańską imprezę były ogromne. Trzeba przyznać, że zdecydowanie zostały zaspokojone – zwłaszcza, jeżeli chodzi o trasę, przeszkody, dobrą zabawę oraz rozgrzewki prowadzone przed każdą falą przez wesołe i profesjonalne Kozy. Co do samego biegu to przeszkody nie były bardzo wymagające, (co nie znaczy, że były proste), czego nie można powiedzieć o niezliczonych podbiegach i zbiegach w leśnej części trasy. Po kilku takich przebieżkach góra-dół odchodziła ochota na cokolwiek. Na szczęście po opanowaniu małego kryzysu następowała nagroda w postaci prostego odcinka na którym można było odpocząć – oczywiście w biegu :). Końcowa część trasy usiana licznymi przeszkodami również miała swój urok – począwszy od Wikingów przez basen i kontenery z zimną wodą aż po 2-metrową ścianę. Co do rozgrzewek to muszę przyznać, że przed wyjściem na scenę pojawiła się lekka trema – na szczęście trwała bardzo krótko. Wraz z pierwszym postawionym na podeście krokiem, urodzonymi konferansjerami w postaci Kozy Alpha i Mega Kozy oraz sympatycznymi uśmiechami rozgrzewających się Pań wszystko mineło i poszło gładko i sprawnie. Podsumowując, cała impreza na duży plus! Mam nadzieję, że w przyszłym roku Men Expert Survival Race również zawita do stolicy Wielkopolski i zabawa będzie jeszcze lepsza!

Piotr – Turbo Koza

2. Długo wyczekiwałam na  bieg w Survival Race w Poznaniu, gdyż to był jeden z moich celów na rok 2014. Atmosfera biegu bardzo pozytywna, ludzie sympatyczni, nie odczułam rywalizacji, tak jak to ma miejsce w innych biegach. Przy przeszkodach, ludzie sobie pomagali, uśmiechali się do siebie, a do tego mieliśmy piękną pogodę. Przez las biegło się przyjemnie – czerpiąc zapachy natury, pokonując dużo podbiegów, co spowodowało niesamowitą chęć wskoczenia wreszcie do wody – było gorąco. Motyw Wikingów był dla mnie taką dodatkową nutką adrenaliny – bardzo dobry pomysł. Prowadząc rozgrzewki natomiast, czułam się jak w swoim żywiole. Lubię pracę z ludźmi, motywować Ich – i to właśnie motywację widziałam w oczach moich “podopiecznych” 🙂 Choć sama byłam po własnej rozgrzewce i czułam jej efekty podczas biegu, tak po kąpieli, krótkiej regeneracji, z ochotą weszłam na scenę. To był mój pierwszy raz, ale dzięki temu wiem, że chcę tego więcej. Ludzie widzieli w nas, w Mud Goats pozytywną ekipę. To ile z siebie daliśmy, jaką energię szerzyliśmy było niesamowite !!! Dziękuję za świetną zabawę, uważam wszyscy byliście cudowni i proszę o więcej  🙂 !!!

Basia – Crazy and Fiery

3. Wszystko zaczęło się od zapisania się na SR, to na ich stronie znalazłam zapisy na treningi Mud Goats. Nie zastanawiałam się ani chwili! Skoro chcę podjąć wyzwanie i pobiec w tym biegu, to trzeba przygotować się z profesjonalistami. Lepiej trafić nie mogłam  Koza Alpha z całą starannością wykrzesał ze mnie zasoby energii. Starałam się nie opuścić treningów, grafik w pracy podporządkowałam zajęciom sportowym. Efekt to 110% moich oczekiwań. Poznałam cudownych ludzi, przygotowałam się do biegu. 19.10 2014 cel został osiągnięty przebiegłam trasę liczącą sobie 5km (choć niektórzy twierdzili, że dałabym radę przebiec i 10 km). Rodzina na mecie czekała pełna dumy i zachwytu, a ja kwiczałam ze szczęścia i wiem, że to nie było ostatnie takiewyzwanie. Dziękuję wszystkim z MG za wsparcie i super atmosferę. Jesteście wspaniali!!!

Renata – Narkoza 

4. Event Survival Race uważam za mega udany. W prawdzie jest to mój pierwszy start, typowo survivalowy, ale śmiem twierdzić, że jest to jedna z lepszych imprez w Polsce. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i stworzyli trasy dla wszystkich. Dla tych którzy bawią się w to już od dawna i dla tych którzy nie wiedzą jeszcze czy akurat taki sposób zabawy im się może spodobać. Po ukończeniu biegu chyba jednak znają już odpowiedź. Przeszkody bardzo bardzo fajne, zabawne i widowiskowe, przez co imprezę odwiedziło tylu zadowolonych widzów. Miałem także okazję być z tej drugiej strony i prowadzić częściowo rozgrzewki dla uczestników biegu.  Jest to naprawdę wielkie przeżycie. Adrenalinę i ekscytację można było wyczuć w każdym momencie, w czasie rozgrzewki jak i przed nią. Na pewno  w przyszłym roku zawitam na tej imprezie ponownie i mam nadzieję, że również będę miał szansę budować atmosferę przed startem a może i będę miał w ten event większy wkład.Pozdrawiam

Marcin – Mega Koza

Na deser dla Tych wszystkich z was, których ominął wpis na FB, nasz action film z eventu:

/Koza Nostra

17 Paź

15 Poznań Marathon

by Beton Paź 17, 2014 0 Blog , , , , , , ,

Bałem się. Bardzo. Świadomy: z jednej strony, że po miesiącach przygotowań jestem w stanie przebiec Królewski dystans; z drugiej, że – co tu ukrywać – ja po prostu lubię zapier@#!ać, wyobrażałem sobie siebie nieumiejącego utrzymać emocji na wodzy i ruszającego od startu pełną parą, a potem ściąganego z trasy na 30-tym km.

Bać się przestałem, gdy wystartowaliśmy. Wiedziałem, że “jakby co” – kibice pomogą. I pomogli. Ogromne DZIĘKUJĘ dla wszystkich, którzy stojąc na trasie biegli razem ze mną. Pomogła Rodzina, Przyjaciele, Znajomi z pracy. Pomogli rozsiani na mieście MUD GOATS. Pomogły dzieci i starsi ludzie. Pomogła elegancka Pani w średnim wieku trzymająca karton z napisem: “NAPIER@#!AJ” (w ogóle do Niej nie pasowało :-)). Pomogły inne napisy/hasła wykonane przez kibiców, jak np. ten w połowie: “Jeszcze 19 km i PIWO” czy ten na 39-tym km “Mogliście wybrać szachy”. DZIĘKI! 😀 😀 😀

Cieszę się, że  mogłem przebiec maraton tu – w Poznaniu. Bo choć jestem “słoikiem” (tj. przyjezdnym), to 7 lat potrafi zrobić swoje i związać. Biegniesz i na trasie obok setek kibiców widzisz jeszcze setki wspomnień:

O! Tu jechałem na USG łydki po Katorżniku (wtedy to dopiero się bałem!)

A tu jest niegdyś moja ulubiona budka z kebabami!

Tu była ta impreza, gdzie troszkę już zakropiony wcieliłem się w Enrique Iglesiasa!

A tutaj mieszkam…

Ludzie i wspomnienia wspólnie pozwolili zająć głowę. A prawdą jest co mówią i piszą jakoby maraton był “biegiem głowy”. Przekonałem się o tym na ok. 37-km, gdy z mojej nieprzejrzanej przed startem playlisty (tak, to był błąd!) załączyła się Budka Suflera i “Przegrywać czasem to normalna rzecz…” Taka muza nie działa dobrze.

Nie przegrałem. Drugi ukończony maraton. Czas netto 03:33:59 – tj. prawie pół godziny lepszy niż ostatnio. Dla osób, które nie wierzą w siebie – w lipcu 2013 roku nie potrafiłem przebiec Malty dookoła bez postoju. 🙂 Wcześniej tylko praca za biurkiem, prawie zero ruchu. Ćwiczę niecałe półtora roku. Chcieć = móc, Dobrzy Ludzie!! 🙂

Koza z Betonu

IMG_5051

29 Wrz

XXXII Międzynarodowy Bieg Uliczny im. Tadeusza Zielińskiego w Trzciance

by Beton Wrz 29, 2014 0 Blog , , , , , ,

Dowiedziałem sie o tym biegu przez przypadek. Zauważyłem na FB, że zapisała sie na niego moja znajoma. Mam rodzine w Trzciance, więc czemu nie połączyć ulicznego biegu na 10km z rodzinnym spotkaniem. Wyglądało na niezły plan niedzieli 28.09.2014 🙂 Niewiele myślac zapisałem się. Okazało się, że było to strzał w dziesiątkę (dosłownie i w przenośni).

Z rana zameldowałem się w biurze zawodów. Rejestracja dzieci jak i moja przebiegła sprawnie. Pakiet startowy raczej nie należał do najbogatszych, żeby nie powiedzieć, że był biedny 😉 bo był… Ale cóż nie ma czego sie spodziewać za 30 zł wpisowego. Najważniejsze otrzymałem czyli nr statowy i chip.

O godz 9:30 rozpoczęły sie bieg dzieci. Mud Goats reprezentowane było w kat K i M, klas 1-3 i młodsze na dystansie 400m. Trasa składała sie z dwóch prostych z nawrotką w połowie dystansu. Na starcie stanęli Milena oraz Adam. Na uwagę zasługuje fakt, że nasza Kozia Tygrysica była najmłodszą uczestniczą zawodów, do tego średnio o 2 głowy niższą od pozostałych dziewcząt. Jednak braki we wzroście nadrabiała temperamentem i uśmiechem rozpychając się łokciami by zając “pull position” wsród rywalek 🙂

20140928_094649_001ab

Sam bieg przebiegł sprawnie i mimo wywrotki Milena dzielnie biegła do mety. Po jej przekroczeniu oprócz paru siniaków i zadrapań otrzymała pamiatkowy dyplom.

20140928_095910_001a

Adam jako weteran dziecięcych zmagań do startu stanął skoncentrowany. Wystrzał startera uwolnił jego pokłady energii niczym spust syfonu uwalnia CO2 w butli z wodą sodową (jesli ktoś jeszcze pamięta te czasy 😉 ) Młodzian ruszył na trasę walcząc od samego początku o jak najlepszą pozycję.

20140928_101041_024a

Ukończył bieg w czołówce choć nie było to miejsce punktowane. Przynajmniej “woda sodowa” nie udeży mu do głowy zbyt szybko. Z resztą sukces sumiennie wypracowany jest smakuje o niebo lepiej.

Nie wiedzieć czemu bieg głowny, w którym miałem startować zaplanowany był dopiero na godzinę 13. Czyli 2h po startach dzieci… Na szczęście  z odsieczą przyszła rodzinka i kawka, która zadziała jak dobry pre workout 🙂

30min przed startem cała ulica mieniła się róznokolorowymi koszulkami rozgrzewających sie biegaczy. W powietrzu dało sie wyczuć pozytywne napiecie. Z każdą minutą przybliżającą do startu wypełniało mnie przeczucie, że konkurencja będzie wymagająca, a jednocześnie spokój i przeświadczenie o dobrym wyniku, który osiągnę 🙂 Kiedy starter odliczał osatnie sekundy w słuchawkach leciał już ulobiony kawałek, a ja byłem gotów. START!

Trasa częściowo prowadziła przez miasto gdzie na każdym kroku gromkie okrzyki i oklaski motywowały do biegu. Po małej pętli ponownie przekroczyliśmy linię startu by wybiec na długa prosta prowadzącą za miasto. Na 5 km zlokaizowany był punkt odżywczy, który wpasował sie idealnie w warunki panujące na dworze. Łyk zimnej wody fajnie orzeźwiał i kontrastował z ciepłymy promieniami słońca, które na zmianę z cieniem drzew i lekkim wiatrem trorzyły idealna aurę do biegu. Na wzór trasy dzieci po kilku kilomertach prostej była nawrotka i powrót odbywał sie tą samą drogą prosto do mety. Fajna sprawa gdyż po zawróceniu mijało się poznane przed startem osoby co dawało możliwość wzajemnie sie dopingować. Było to dla mnie nowe doznanie, które uważam za bardzo pozytywne. Mniej więcej w okolicy 6 km mijała mnie czołówka biegu i czarnoskórym Komen Joel Kosegei’em na czele. Wow pomyslałem, niezłe tempo! Od 8 km biegłem już znacznie ponad moim progiem tlenowym. Sił było jeszcze sporo więc mogłem sobie na to pozwolić. Jednak powoli ale sucesywnie zbliżali się do mnie kolejni zawodnicy. Gdy 1,5km od mety, poruszając sie z niebywałą lekkościa wyprzedził mnie szpakowaty jegomość, coś we mnie pękło… Podeptana duma, wzbierająca zazdrośc i nieokiełznana ambicja uwolniły we mnie dodatkowe pokłady energii 🙂 Ruszyłem w pościg. Ostatnie 200m należało do mnie. Nie wiem dokładnie jak mi sie to udało, ale końcówka dystanu w moim wykonaniu to był sprint 😀 Wyprzedziłem ok 10 osób zanim wpadłem na metę z trudem hamując przez  młoda niewiastą zmierzającą w moim kierunku z medalem. Czułem sie cudownie, a zarazem kosmicznie zmęczony łapałem każdy oddech. Czad!!!

20140928_135427_000a

Poziom biegaczy był jak na mój gust wysoki. Moje 49’14” zapewniło mi 169 pozycje na 293 startujących. Pierwszy zawodnik przekroczył linię mety już 30’20” po starcie.  Większośc startujących nie tylko wyglądała na zaprawionych w biegach ale na trasie nie odpuszczali nawet na chwilę. Nie próbowałem gonić czołówki, raczej starałem się nie być wyprzedzanym co intensywnie mnie motywowało. Motywowało nawet bardziej niż nagrody pieniężne przeznaczone dla zwycięzców (może nie były to bajrońskie sumy ale pierwsze 10 osób z K i M otrzymywało gratyfikacje). Duży plus dla sponsorów +++

Ogólne wrażenie z imprezy bardzo pozytywne.

– super atmosfera

– wysoki poziom konkurencji

– trasa prosta acz ciekawa i plaska jak stół

– punkt ozdywczy

– biegi dla dzieci (w moich kategoriach to podstawa)

– fajny medal

– nagrody rzeczowe

– animator, który na podstawie listy startowej przedstawiał zawodników wbiegających na metę zachęcając publiczność do dopingowania

– grochówa po biegu

Minusy w zasadzie jeden.

– skromny pakiet, ale po wymienieniu plusów nie ma to juz tak dużego znaczenia 🙂

Polecam ten bieg wszystkim, którzy chcieliby sprawdzić sie z b. dobrymi zawodnikami oraz tym, którzy szukaja ciekawych biegów lub po prostu chcą aktywnie i rodzinnie spędzić wrześniowy weekend!

Peace Alpha

Strona 4 z 6« Pierwsza...23456
Scroll Up